Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 12 lipca 2013

1.223. Pudełko

Kocham Męża. Im dłużej z nim jestem, tym bardziej. Niejednokrotnie pisałam (wprost i między wierszami) jak cudownym jest człowiekiem. I to nie bajka, ani iluzja stworzona na potrzeby notek. On taki jest. Ten typ tak ma. Kto nas zna, ten wie. Kto nie zna, może (ale nie musi) uwierzyć na słowo niedoszłej harcerki.

Wspominałam również, że Dyrektor Wykonawczy posiada "wady fabryczne" w postaci nieposkładania i guzdrania się. Czasem włącza mu się właśnie jedna z tych opcji. Pół biedy, kiedy mam wtedy dobry humor i przymykam oczy. Ale nieraz mu się dostaje, bo ręce mi już opadają i wszystkie inne członki także.

Wczoraj, na przykład, była akcja pudełko. Na buty - te, które kupiliśmy kilka godzin wcześniej. Były zapakowane w folię, a że miejsca w pokoju mamy niewiele, obuwie trzymamy w "domkach", które łatwo jest ułożyć. Tekturowy schowek na moje czekał pusty - po jednej parze, której musiałam się pozbyć. Mam taki zwyczaj, że trzymam jakieś w zapasie - w razie czego.

Potrzebne było więc jeszcze tylko pudełko na buty Męża. Przypomniało mi się, że kiedyś zabrał do pracy jakąś starą parę, w domku. Zadzwoniłam więc do niego, prosząc o przyniesienie tegoż wieczorem. 

Przyszedł. Otwieram drzwi i widzę, że w ręce ma jedynie torbę.

- Gdzie masz pudełko? - pytam.
- Głowa mnie boli - odpowiada.
- A co ma głowa do pudełka? - drążę temat.
- Daj mi spokój. Głowa mnie boli - jak zdarta płyta powtarza Mąż.
- Przecież w torbie masz tabletki, bo ci dawałam. Wziąłeś jakąś?
- Nie! - odburknął.
- Nadal więc nie widzę związku między jednym a drugim - podkreślam nieustępliwie.

Tutaj, gwoli ścisłości, muszę dodać, że Dyrektor Wykonawczy idzie czasem w zaparte. Taki ośli upór. Schemat i mechanizm działania jest wciąż ten sam. Próbuje go powielać, ale ja jestem sprytniejsza - w końcu ileś lat się już znamy. Chodzi o to, że czegoś nie zrobi, bo zapomni, ale za nic w świecie się do tego nie przyzna i nie weźmie odpowiedzialności za swoje nieposkładanie. Za to robi wszystko, żeby odwrócić kota ogonem albo przerzucić winę na kogoś lub coś innego - tak, by odwrócić moją uwagę od sedna.

I tu ma pecha. Ogromnego. Bo ja twarda sztuka jestem. A jak nauczyłam się panować nad swoją niepohamowaną złością, bardziej kontroluję emocje, mam jasny umysł i zadaję merytorycznie celne pytania. Jego to wkurza i jeszcze bardziej się zapętla. A ja sobie spokojnie czekam aż Mąż skruszeje, zrozumie i pójdzie po rozum do własnej głowy, bo go ma, tylko niekiedy zapomina użyć.

Bo tak naprawdę nigdy nie chodzi o pudełko, którego zapomniał zabrać, czy parasol, szalik, zegarek, okulary, pendrive i całą masę innych rzeczy, które zostawił w pracy, ale o brak pomyślunku i zapamiętywania gdzie i co kładzie.

Cały problem polega na tym, że trochę czasu to trwa zanim Dyrektor Wykonawczy w trakcie każdej takiej akcji zrozumie co próbuję mu pokazać. Aż do następnego razu. I tak w koło Macieju.