W piątki nie jemy z Mężem mięsa, a dla mnie dzień choćby bez jednego plasterka wędliny, czy kawałeczka kiełbasy jest dość trudny. Nie żebym była jakimś ogromnym mięsożercą, ale jak coś jest chude, to czemu nie...
Obiad był więc jak dla nabiałowego królika. Dla mnie dwa razy tyle, co dla Dyrektora Wykonawczego - jako rekompensata za brak wędliny. Poza tym, kocham pomidory oraz czarne oliwki - w każdej ilości. I sałatę lodową, która zginęła pod ciężarem warstwy wierzchniej.