Dwie godziny spędzone w poczekalni u doktora Tomasza zaowocowały poznaniem różnych ludzi - całe spektrum wiekowo-wyglądowe. Było wesoło, głośno i z jajem. Co prawda, najpierw znowu wyznaczyłam się do roli porządkowej, bo jak zwykle był problem kto przed kim, a kto za kim. Potem pozostało już tylko czekanie i słuchanie.
Dwa przypadki z bolącym kręgosłupem lędźwiowym (wygodniej się wtedy chodzi, a nie siedzi), jedna pani z astmą (poznałam po charakterystycznym świstaniu, bo sama też tak mam), kobieta z rozległym stanem zapalnym po ukąszeniu przez kleszcza (wyglądało to jak wielka wiśniowa plama) oraz reszta, która nie ujawniła powodu swojej wizyty.
Jak już weszłam do gabinetu, to chciałam załatwić hurtowo i wyśpiewałam wszystko - jak na spowiedzi. Musiałam się położyć na leżance, a mój brzuch został poddany gnieceniu, a nawet obserwowany podczas kasłania na rozkaz lekarza.
Niepokoi mnie moja przyrastająca, w tempie dość szybkim, talia. Cała reszta jest w porządku, ale akurat to miejsce jest dość newralgiczne. I nie chodzi o żadne kilogramy (waga ani drgnie), lecz centymetry w pasie. Moje wcięcie niedługo odejdzie w niepamięć.
Dwie recepty i skierowanie na badania krwi. ALT, AST, GGTP, Amylaza, TSH, OB, morfologia. Trzy ostatnie znam aż za dobrze, ale przy czterech pierwszych musiałam prosić o pomoc wujka Google. Jak każą, to pójdę, bo jak mnie kiedyś skomplementował pewien medyk, mówiąc: "ma pani osobowość współpracującą z lekarzem". Jak ufam, to kooperuję. Proste.
Coś jest naprawdę nie halo, bo nawet teraz mam dreszcze i jest mi zimno. Musiałam zamknąć okno i założyć skarpetki. Zastanawiam się również nad swetrem. Do tego jeszcze strasznie chce mi się spać. I pić.
Oby tylko nasz jutrzejszy wypad za miasto doszedł do skutku. Może nad wodę? Tam, gdzie znajomi robili nam część zdjęć po ślubie kościelnym. I tam, gdzie dwa razy pojechałyśmy z Trzecią pospacerować i pogadać.