W ubiegły piątek ładnie i pięknie sprawdziłam połączenia PKP do Gdańska. Z przesiadką w stolicy, ale pomiędzy pociągami czekać trzeba niewiele. Na stronie internetowej była dostępna nawet opcja "kup bilet". Dobrze, że w nią nie kliknęłam.
Wczoraj poszliśmy z Mężem na dworzec, żeby dowiedzieć się czegoś konkretnego od żywego człowieka w okienku. Jako że jestem dość zapobiegliwą osobą, ponownie wyszukałam informacje na temat owych połączeń.
Okazało się, że rozkład zmieniony jest od poniedziałku, a ten, który obowiązywał w piątek, jest już nieaktualny. Dodam jedynie, że obecny rozkład ważny jest do 1. września, a wczoraj mieliśmy 5. sierpnia, więc czegoś tu nie rozumiem.
W kasie na dworcu pani była wielce zdziwiona, że chcemy kupić bilety już teraz, skoro wyjazd jest 2. września. W takim razie po co jest trzydziestodniowa przedsprzedaż? Komu ma służyć? Na moje pytanie jaką mamy gwarancję, że nabywając bilety na konkretne pociągi, nie okaże się za kilka dni, że one przestały kursować, pani po raz kolejny zrobiła wielce zdziwioną minę.
A teraz najlepsze - różnice. Na przykładzie konkretnego pociągu. Według rozkładu PKP na ich stronie internetowej przyjeżdża on do Gdańska Głównego o godzinie 10:34. Według takiego wielkiego rozkładu wiszącego w hali dworca - o godzinie 10:47. Według rozkładu papierowego (żółtego) - o godzinie 11:11.
Który zatem jest tym właściwym? Bądź tu mądry i pisz wiersze... Mnie już to nie wkurza, mnie to śmieszy.
Biletów oczywiście nie kupiliśmy. Poczekamy jeszcze kilka dni - bo że coś pozmieniają, to więcej niż pewne.