Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 6 sierpnia 2013

1.264. Analfabeci emocjonalni

O uczuciach pisałam już kiedyś tutaj. Podlinkowuję tylko dla przypomnienia. Bo to ważne i może się przydać.

Pamiętacie baśń Andersena o Królowej Śniegu? Kaj i Gerda - dwójka jej bohaterów śmiało może być utożsamiana z tym, jak funkcjonuje wiele par.

Pamiętam co powiedziały mi kiedyś dwie moje znajome - osoby, które się nie znały, ale zdaje się, że dotykał ich dokładnie ten sam problem - mąż, który nie potrafi (i nie chce) rozmawiać o swoich uczuciach i emocjach. Walczyły o te związki jak lwice - najpierw spokojnie prosiły, a potem płakały, groziły, namawiały na wizytę u specjalisty. Bezskutecznie i bez rezultatu.

Jedna z nich wdała się w romans z żonatym mężczyzną, który na tamten moment dał jej to, czego nie dostawała od swojego męża. Druga często żałuje decyzji o ślubie i zdarza jej się myśleć o samobójstwie.

Analfabeci emocjonalni i "ciche dni" - może w tym tekście ktoś odnajdzie swojego partnera, brata, matkę, córkę, koleżankę z pracy, czy siebie samego?

Aleksytymia (o której chyba już wspominałam na blogu) - być może w tym słowie tkwi odpowiedź i źródło problemów niektórych osób? Byle tylko nagle większość nie zaczęła się chować za jego parawan, usiłując zakamuflować w ten sposób całkiem inne kwestie.

Siedziałam sobie w sobotę na kocu, pod drzewem, nad wodą i czytałam nowy numer "Charakterów", w którym - między innymi - znalazł się też artykuł - Boli, bo nie czuję. Niczego nowego się z niego nie dowiedziałam, za to przypomniałam sobie to, co już od jakiegoś czasu znam z autopsji - związek psychiki z ciałem, wyrażający się poprzez choroby psychosomatyczne.

Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że sporo moich dolegliwości związane było (i nadal jest) ze stresem oraz tym, jak na niego reaguję. Ciała nie da się bowiem oszukać. Ono samo woła, żeby zwrócić na nie uwagę, zaopiekować się nim, zatrzymać, pomyśleć.

Wielka szkoda, że lekarze jakże często przepisują pastylki zamiast wsłuchania się w pacjenta i zainteresowania jego stanem psychicznym. Chociaż, patrząc na to z drugiej strony, czasem zdarza się sytuacja odwrotna, a mianowicie taka, że medycy posądzają chorego o hipochondrię. I tak źle, i tak niedobrze.

Grunt to poznać siebie. Swoje ciało i swoją psyche. Wtedy łatwiej jest o trafną diagnozę. Bo kto zna mnie lepiej niż ja sama?