Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 19 września 2013

1.318. Takie tam

Odzwyczaiłam się trochę od pisania - takiego mojego, osobistego, głębszego. Ostatnie posty były bardziej relacją z podróży niż przemyśleniami z życia. A tych ostatnich jest sporo. Potrzebują czasu, by się poukładać. Dopiero wtedy przeleję je na klawiaturę.

Zmieniłam się. Zmieniam się. Wciąż. Fajne uczucie. Pamiętam jak rok temu, zaraz po wejściu do naszego pokoju w Sobieszewie, zaczęłam (mimo ogromnego zmęczenia i migreny) natychmiast rozpakowywać walizki. Przy okazji kłócąc się z Mężem. A teraz luz. Spokojnie, powoli. Wyjęłam tylko potrzebne nam kosmetyki, a reszta czekała do rana. Dyrektor Wykonawczy pytał czy dobrze się czuję, bo mu żonę podmienili.

Nie da się wszystkiego i wszystkich mieć pod kontrolą. Nie da się przygotować na każdą ewentualność. Z tą wiedzą o wiele prościej mi się funkcjonuje. Nad morzem szczególnie - kiedy pogoda może spłatać w każdej chwili figla. Chociaż i tak było pięknie - z trzynastu dni tylko dwa z siąpiącym deszczem. W sezonie czasem jest trudno o taką aurę, a co dopiero we wrześniu.

Oznajmiliśmy naszej pani, u której mieszkaliśmy, że o ile nic złego się nie wydarzy, wracamy do niej za rok. Ktoś powie: "po co jechać trzeci raz w to samo miejsce?" Dokładnie tak, jak spytała mnie matka. Po co?

Bo lubię mieć takie swoje miejsca, w których dobrze się czuję. Tam, gdzie jest cisza, spokój, mało ludzi, obcowanie z przyrodą. Wolę to niż leżak nad hotelowym basenem w ciepłym kraju. Lubię ruch, spacery, przebywanie na świeżym powietrzu, podpatrywanie fauny i flory. Na własną rękę. No i kocham nasze polskie morze. Za żadne skarby nie zdzierżyłabym natomiast zorganizowanej wycieczki, zaplanowanego co do godziny dnia w grupie innych ludzi.

Potrzebuję wolności, przestrzeni, czasu. Wsłuchania się w siebie i w swoje myśli. Ładowania baterii aż do następnego razu. Tak mam zawsze gdy jestem na łonie natury. Nawet podczas tych naszych sobotnich wycieczek, które robiliśmy sobie z Mężem przed wyjazdem nad morze. I które będziemy kontynuować. Tylko ulewa jest w stanie nam je udaremnić.

Wyjeżdżając gdzieś, zawsze zostawiam tam cząstkę siebie, ale również dostaję stamtąd coś, co już na zawsze we mnie zostaje...