Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 23 października 2013

1.363. Szopka

Ponoć najcieplejszy dzień tej jesieni - przynajmniej tak twierdzą meteorolodzy. Aż dziwnie mi się chodzi w cienkiej kurtce dżinsowej, T-shircie i - uwaga - spódnicy! Tak, tak - od kilku dni ją noszę. Przyzwyczajam się, bo zobaczyć mnie w tej części garderoby to naprawdę rzadkość. Ale że mam zaledwie jedną parę normalnej długości dżinsów, które czasem trzeba przecież uprać, więc z konieczności pokazuję swoje nogi - aczkolwiek nie w mini.

Na prośbę matki zrobiłam dziś rekonesans na pobliskim targowisku. Chodzi o ceny wiązanek ze sztucznych kwiatów, które co roku rodzicielka kupuje na grób swoich rodziców, a moich dziadków. W liczbie trzech sztuk - niezmiennie. Ceny jak ceny - wiadomo, że zawsze najdrożej jest pod cmentarzem, a 1. listopada szczególnie.

I tak mnie naszła refleksja, która od dawna siedzi mi gdzieś w głowie. Jaki jest sens tej całej "szopki", którą większość odstawia we Wszystkich Świętych? Pomijając fakt, iż tak naprawdę jest to dzień radosny, a dopiero Zaduszki są dniem poświęconym duszom zmarłych. Wystarczy trochę poczytać albo spytać jakiegoś księdza.

Ludzie, jak zwykle, będą się prześcigać w wielkości zniczy, bogatych w zdobienia; ilości doniczek z chryzantemami oraz rozmiarem wiązanek ze świeżych lub sztucznych kwiatów. Tylko dla kogo one są tak naprawdę przeznaczone? Dla zmarłych pochowanych pod ziemią? Żeby nacieszyli swoje zamknięte od dawna oczy? A może to jeszcze jeden dobry pretekst do pokazania się przed rodziną, czy znajomymi - na zasadzie "zastaw się, a postaw się" - hasło adekwatne również po śmierci, na cmentarzu. Popatrzcie na rodzaje i wielkość pomników, tablice z wyrytymi pozłacanymi literami oraz to, co (oraz ile) stoi na marmurowych, czy granitowych płytach. Do wyboru, do koloru. Tylko po co i na co to komu?

Zmarłemu potrzebna jest pamięć żywych oraz tylko i aż ich modlitwa, a nie cały ten jednodniowy cyrk. Zamiast wydawać setki złotych na znicze, czy kwiaty, można zamówić mszę za dusze tych, których nie ma już między nami. Albo samemu odmówić różaniec w ich intencji. Ale pewnie o wiele łatwiej jest kupić lampki i wiązanki, wsadzić je do samochodu, podjechać jak najbliżej bramy cmentarza ubranym w specjalnie kupione na tę okazję nowe ciuszki, poplotkować przy grobie z krewniakami, a potem wrócić do domu i w ramach rodzinnego wspominania i świętowania dodatkowego wolnego dnia wypić po kieliszku za zdrowie nieboszczyków.

Mniej z tym zachodu, prawda? Szybciej, prościej, czyściej, higieniczniej, no bo po co zawracać sobie głowę smutnym tematem śmierci? Przecież ona nas nie dotyczy. Wszak żyjemy, a kto by się martwił i zastanawiał co będzie potem?