Jeden poranny telefon od R. i już wiedzieliśmy co będziemy robić wieczorem razem z Dyrektorem Wykonawczym. Jak zawsze szybko i sprawnie podzieliliśmy się kosztami i prowiantem.
Ledwo wyszliśmy z Mężem z domu, ujrzeliśmy przed blokiem kieliszek. W dość osobliwym miejscu, bo na drzewie. Niezła impreza musiała być skoro szkło przez okno wylatywało.
U R. za to dokazywał jej kot. Na stole, a jakże - tam, gdzie jedzenie, tam jest zabawa. Jak się zmęczył i znudził, przytulił się do Głosu Rozsądku, zapozował do zdjęcia, a potem zasnął.