Zawsze na bieżąco śledzę gazetki z sieciówek. Akurat teraz te drogeryjne, gdyż niedługo matka ma urodziny, potem będzie Mikołaj i święta, więc trzy okazje prawie pod rząd.
Z moją rodzicielką jest odwieczny problem jeśli chodzi o kwestię prezentów. Jedyne, co możemy jej z Mężem kupić, to kosmetyki albo słodycze. Tych ostatnich wolimy nie dawać, bo nie chcemy dokładać jej dodatkowych kilogramów do sporej nadwagi, jaką posiada, a z którą nic nie robi, chociaż lekarze grzmią, żeby schudła.
Jakiś czas temu dostała od nas skórzany portfel, który do tej pory leży nieużywany - mimo iż stary się pruje i nadaje się do wymiany. Ona nie lubi zmian, więc specjalnie wybraliśmy nowy model prawie identyczny jak stary. Matka jest chomikiem z czasów PRL-u - zbiera wszystko dla idei zbieractwa i posiadania, ale nie korzysta z niczego.
Wracajmy jednak do meritum, czyli kosmetyków, które są jedynymi rzeczami, jakich rodzicielka używa. Fajne są zestawy, bo gotowe, zapakowane, z jednej linii. Przeważnie właśnie takie kupujemy jej w prezencie. Tak sobie siedzę i przeglądam przyniesione gazetki, bo wiadomo - ceny są różne. Pomysły na prezenty dla matki już mam. Wiem co, gdzie, jakie i za ile.
Przy okazji patrzę i oczom nie wierzę - "Cars - zestaw gwiazdkowy dla chłopca: woda toaletowa 75 ml + żel pod prysznic 100 ml" albo "Monster High - zestaw gwiazdkowy dla dziewczynki: woda toaletowa 50 ml + dezodorant w sprayu 100 ml". Najlepsze jednak przede mną - "Little diva - zestaw gwiazdkowy dla dziewczynki: ozdoby do paznokci i sztuczne paznokcie" oraz "Amarena - zestaw gwiazdkowy dla dziewczynki: paletka cieni do powiek", a w niej osiemnaście kolorów tychże plus dwa odcienie różu do policzków.
Niejednokrotnie widzę w lecie w wózkach niemowlaki w z przekłutymi uszami albo małe dziewczynki z polakierowanymi paznokciami u rąk i stóp, z ustami pomalowanymi błyszczykiem. I głośno się zastanawiam - czy matki tamtych dzieci powariowały, czy może ja jestem niedzisiejsza?