Odkąd dwa lata temu trafiłam na bajkę o zasmuconym Smutku, zawsze przypominam sobie jej treść ilekroć on pojawia się ni stąd, ni zowąd i siada obok mnie.
Wczoraj ramię w ramię towarzyszył mi na spacerze. Chodził za mną krok w krok alejkami w parku. Prostował kości na ławce. Nie dawał za wygraną, domagając się troski, uwagi i czasu. Nie wzruszały go nawet moje szklące się od łez oczy.
Potem, tak nagle jak się zjawił, tak szybko zniknął z pola widzenia. Może spotkał kogoś, kto bardziej potrzebował jego towarzystwa niż ja? A może został przed tamtą ścianą i wciąż podziwia radosne graffiti, na które się natknęłam przypadkiem?