Męża własnego nie poznaję i oczom nie wierzę. Wczoraj przyszedł z pracy, odpoczął chwilę i zabrał się za pisanie postów! Nie jednego, a trzech. Po tylu miesiącach milczenia! Wygląda na to, że próba reaktywacji jego kącika jest w toku.
Teraz też siedzi przy biurku i na dziadku (bo tam ma zainstalowany swój ukochany Linux) dopieszcza to, co zaczął w piątek. O, i usłyszałam właśnie przed chwilą: "chcesz sprawdzić?" Faktem jest, że robię mu korektę, gdyż poza wieloma zaletami Dyrektora Wykonawczego, nie jest on wolny od wad, a jedną z nich jest ortografia wołająca o pomstę do nieba.
Kiedyś się na niego strasznie wkurzałam, no bo jak można pisać (cytuję): "cherbata", "dobże", "bochater" i cała masa temu podobnych. Jak widać można. Przynajmniej Mąż może. Tak to jest jak się wywodzi z pokolenia MTV, a nie czytelników książek pod kołdrą, z latarką.
I żeby nie było - papieru na żadną z tych modnych z przedrostkiem "dys-" Głos Rozsądku nie posiada. Zresztą, za moich szkolnych czasów wszystkie wyżej wspomniane miały jedną wspólną nazwę - nieuctwo.