Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

1.426. Pokusy

Promocyjne gazetki kuszą obietnicami - "chwile zaczarowane pięknem", "wszystko, o czym marzysz", "poczuj magię tych świąt", ubierając je w specjalnie do tego celu przeznaczone przymiotniki - "ekskluzywne", "piękne", "wyjątkowe", czy "niezapomniane". Najświeższy hit z dzisiaj, czyli hasło: "sekret dobrego samopoczucia to przylegająca do ciała bielizna - miękka, wygodna, bezszwowa".

Czytam, czytam i śmieję się w głos. Odkąd zmieniłam swoje podejście do posiadania, kupowania i gromadzenia, zaczęłam się zastanawiać, analizować i myśleć, stosując do tego celu jedno proste pytanie: "chcę, czy potrzebuję?"

Jestem kobietą i oczywiście, że czasem zdarza mi się folgować swoim zachciankom, gdyż lubię sprawiać sobie przyjemności, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Przykłady? Bardzo proszę. Oba sprzed dwóch dni.

Jest taki jeden sklep, przed wystawą którego zatrzymuję się ilekroć obok niej przechodzę. "Raj dla sroczki" - jak mawia Mąż. Biżuteria wszelaka, ale mnie najbardziej interesują kolczyki. W sobotę zdecydowałam się przekroczyć tamte drzwi po raz pierwszy. Z Dyrektorem Wykonawczym - aby w razie czego wylał mi kubeł zimnej wody na głowę.

Zgłupiałam totalnie. Nie wiedziałam gdzie i na co patrzeć. Wszędzie pełno świecidełek. Metodycznie - gablota po gablocie, witrynka po witrynce, stojak po stojaku - obejrzałam wszystkie kolczyki. I co? Ano nic. Wyszłam z pustymi rękoma. Bez żalu. Dlaczego? Bo sama sobie zadałam pytanie i sama na nie odpowiedziałam - "czy potrzebna mi kolejna para tylko dlatego, że akurat takiej jeszcze nie mam?"

Jakiś czas temu zobaczyłam dwa zestawy w gazetce z kosmetycznej siecówki. W jednym był tusz do rzęs, kredka do oczu, czerwona szminka do ust i taki sam lakier do paznokci. W drugim znalazł się inny tusz, inna kredka, inny kolor lakieru i cienie do powiek. Oba zestawy z tej samej (markowej) firmy. W bardzo dobrej cenie.

Oglądałam zdjęcia tamtych produktów w sieci i wgapiałam się w papierową ulotkę walcząc ze swoim "chcę". W końcu zdecydowałam się pójść do sklepu i wziąć oba zestawy do ręki. Ryzykowne posunięcie. W tajemnicy przed Mężem, który w tym czasie był w innym miejscu, ale w tej samej galerii.

Stanęłam przed półką. Patrzę na oba pudełka. I co? Ano nic. Przeszło mi. Bo niby po co mi kolejny tusz do rzęs, skoro mam jeszcze cztery z tamtych słynnych jedenastu sprzed roku? Skąd mam wiedzieć jak będę wyglądać z czarną kreską na oku, skoro od dwudziestu lat tak się tak nie malowałam? Jaką mam pewność, że czerwień tamtej szminki będzie współgrać z moją bladą cerą? Po co mi cienie do powiek, jeśli ich w ogóle nie używam?

Pokusy istniały, istnieją i będą istnieć. Spece od marketingu wymyślają coraz to nowe hasła reklamowe, żeby przyciągnąć klientów. Na całe szczęście mam jeszcze rozum, z którego staram się korzystać. 

Gdybym uważała, że poczucie własnej wartości polega na tym, co mam na sobie i jakimi przedmiotami się otaczam, wystarczyłoby mnie tego wszystkiego pozbawić, żebym bez nich poczuła się nikim. Wtedy bardzo łatwo byłoby mnie zmanipulować, omamić i nabrać na puste frazesy i czcze obietnice.

Problem w tym, że jestem oporna i odporna, gdyż nie dam sobie wmówić, że idealne, magiczne, wyjątkowe i niezapomniane święta przeżyję tylko wtedy, gdy założę fantastyczną bieliznę, użyję ekskluzywnego zapachu, wykonam makijaż rewelacyjnymi kosmetykami i usiądę do perfekcyjnie nakrytego stołu, na którym staną cudownie podane, doskonałe w smaku potrawy, a pod najpiękniej udekorowaną choinką będą czekały przepięknie zapakowane wymarzone i wyśnione prezenty.