Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 17 grudnia 2013

1.427. Grzech zaniechania

Czasem (ostatnio coraz częściej) zdarza się, że mniej piszę, bo jest tak, jak powiedziałam wczoraj Mężowi - że czuję się przygnieciona świadomością i wiedzą, które (jak widać) nie zawsze są błogosławieństwem, lecz niekiedy bywają przekleństwem.

Intuicja i własne przeżycia, których doświadczyłam, a także wrażliwość oraz wyostrzony zmysł obserwacji pozwalają mi dostrzec w zachowaniu innych coś, co mnie niepokoi, smuci, przygnębia. Z jednej strony wciąż mam w sobie taką cząstkę Matki Teresy, która aż rwie się, by komuś pomóc, a z drugiej zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam prawa ingerować w czyjeś życie o ile ktoś sam mnie o to nie poprosi. 

Miotam się niekiedy tak mocno, że aż milczę. Siedzę wtedy i myślę. Zastanawiam się i rozważam - co zrobić, co wybrać, jak postąpić? Powiedzieć, czy nie? Odezwać się, czy nie? Czy można to uznać za grzech zaniechania?

Wszystkie moje dylematy związane są z tą najdelikatniejszą sferą, czyli psychiką. Operacja na otwartej duszy wymaga zgody samego zainteresowanego. Nie mogę nikogo do niczego zmuszać. Nawet jeśli widzę na czym polega czyjś problem i widzę sposób jego rozwiązania. Ale to nie ja mam go zobaczyć i rozwiązać. Zerwanie kurtyny iluzji nie należy do mnie.

Ciężko mi czasem. O wiele ciężej niż jestem w stanie to przekazać i wyrazić słowami. Tyle dobra ucieka, tyle dobra się marnuje, tyle dobra mogłoby się wydarzyć. Chęć "naprawiania świata" jest moim (bynajmniej nie jedynym) problemem, z którym codziennie się mierzę i biorę za bary.