31. grudnia skłania do podsumowania tego, co wydarzyło się w roku, który mija oraz sprzyja robieniu noworocznych postanowień. Kiedyś też temu trendowi ulegałam, ale tym razem tak nie będzie.
Zmiany przeważnie są procesem, a ten wymaga czasu. Na wiele spraw i wydarzeń nie mam żadnego wpływu - one i tak się zadzieją (albo i nie) bez względu na moje usilne i pobożne życzenia, czy plany. Nieraz warto postawić na kartę spontaniczności.
Jestem wdzięczna za każdy dzień, jaki w tym roku przeżyłam. Z pokorą przyjęłam wszystko, co mnie spotkało w tym czasie. Z większym spokojem podchodzę do ludzi. Nabrałam dystansu i już tak bardzo się nie spinam jeśli życie pisze inny scenariusz, niż tego bym oczekiwała. Czuję, że Bóg nade mną czuwa, a to, co się wydarza zawsze jest po coś i ma głębszy sens. Wierzę w to.
Otwartości na świat i cieszenia się jego pięknem. Zachwytu chwilą, która właśnie trwa. Spotykania i poznawania dobrych, wartościowych i mądrych ludzi. Odkrywania nowych miejsc i smaków. Pielęgnowania miłości. Dbania o własne potrzeby. Słuchania głosu sumienia. Rozmrażania emocji. Bycia w ciągłym kontakcie ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Zastąpienia słowa "muszę" słowem "chcę". Pozbycia się masek i pokazania prawdziwej twarzy. Umiejętności wybaczania - zarówno innym, jak i sobie. Polubienia i pokochania siebie. Tego wszystkiego życzę Wam w Nowym Roku.