Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 2 stycznia 2014

1.448. Dla Niej

Dokładnie o tej samej godzinie, co do dnia równo cztery lata i osiem miesięcy temu, podczas naszego ślubu kościelnego, Ona przyjęła Komunię Świętą w intencji nowożeńców. Dzisiaj ja zrobiłam to samo w intencji Jej Duszy.

Pamiętam jak przychodziłam z babcią do takiej starej apteki, gdzie Ona była kasjerką. Lubiłam się przyglądać jak wkłada pieniądze do odpowiednich przegródek i jak przy pomocy małej metalowej płytki odrywa potwierdzenie wpłaty.

To Jej ręce uszyły moją sukienkę komunijną, a potem tę, którą założyłam na studniówkę. Nie zliczę ile ubrań mi przerabiała, dokonując przy tym niemożliwego. Cierpliwie i spokojnie nawlekała igłę, a potem puszczała w ruch swoją maszynę do szycia.

Była niezwykle ciepłą i dobrą osobą, uśmiechniętą - pomimo niełatwego życia. I bardzo samodzielną. Ilekroć do Niej przychodziłam, zawsze mnie czymś częstowała. Potrafiła przy tym wyjąć całą zawartość niewielkiej lodówki - byle tylko Jej gość nie wyszedł głodny. U Niej po raz pierwszy w życiu jadłam pyszną kapustę z grochem.

To Ona podpowiadała mi gdzie są fajne lumpeksy, gdyż sama uwielbiała przeszukiwać sterty ciuchów, które wyciągała potem z szafy, pokazując mi swoje wygrzebane "perełki".

Kiedy odwiedziłam Ją przed wyjazdem do Anglii, dała mi medalik z Matką Boską. Od tamtej pory noszę go zawsze w torebce. Miałam go nawet podczas ślubu kościelnego. W sumie to jedyna namacalna pamiątka po Niej, nie licząc zdjęcia zrobionego przez fotografa, kiedy mnie i Mężowi składała życzenia szczęścia na nowej drodze życia.

Byliśmy u Niej razem nie raz. I przed ślubem i po. Ona była jednym z tych dobrych aniołów, którzy pożyczyli nam pieniądze na organizację tamtego, jakże ważnego dla nas, dnia. Pamiętam, że kiedy poszliśmy oddać dług, nie chciała go przyjąć, ale nie bylibyśmy w stanie wziąć tamtej sumy, gdyż wiedzieliśmy, że jej się nie przelewa.

Opowiadała o swoich, kilka lat młodszych ode mnie, wnukach bliźniakach, z którymi była bardzo związana. Pokazywała zdjęcia prawnuków, których miała szczęście doczekać.

Do Niej dzwoniłam, dzieląc się radosną informacją o ciąży. To Ona pocieszała mnie w trakcie kolejnej rozmowy telefonicznej, podczas której powiedziałam Jej o stracie Adasia.

Jeszcze na początku grudnia widzieliśmy Ją z Mężem w kościele, na mszy. Odeszła nagle i cicho, w Niedzielę Świętej Rodziny, przeżywając 88 lat.

Mam nadzieję, że tam, na górze, wśród oczekujących na Jej przyjście, powitała Ją moja babcia - najpierw Jej sąsiadka, a potem bardzo dobra znajoma.

Cieszę się, że mogłam Ją poznać, a pamięć chwil z Nią spędzonych na zawsze pozostanie w moim sercu.