Można powiedzieć, że Mąż jest już po jednej trzeciej terapii. Z tego, co mówi, sposób prowadzenia grupy jest identyczny z tym, w jakim odbywały się spotkania, w których uczestniczyłam ładnych parę lat temu. W końcu to ten sam ośrodek, chociaż inni prowadzący.
Krzesełko, list (lub listy) do rodzica (lub rodziców) oraz genogram - oto trzy główne "zadania do samodzielnego wykonania" podczas procesu terapii grupowej dla DDA/DDD, przez który przeszłam ja i przez który przechodzi Głos Rozsądku. Postaram się wyjaśnić na czym polega każdy z wyżej wymienionych elementów.
Żeby stanąć za pustym krzesełkiem, najpierw należy wybrać osobę, która najlepiej nas zna, ponieważ z punktu widzenia tego właśnie człowieka trzeba będzie przedstawić samego siebie. Dyrektor Wykonawczy zdecydował się opowiedzieć o sobie, stając się na potrzeby roli własną żoną, czyli mną. Stał (jako ja) za pustym krzesełkiem, na którym w wyobrażeniu siedział on sam. W praktyce wyglądało to mniej więcej tak: "mam na imię Karioka, jestem żoną Męża itd." Kiedy po powrocie do domu spytałam go o to jak było, odpowiedział: "zabawnie". Wcielił się we mnie na tyle skutecznie, że nie miał nawet problemu z mówieniem w trzeciej osobie, co związane było z używaniem końcówek rodzaju żeńskiego.
Po dokonanej prezentacji jest pora na pytania ze strony terapeutów i uczestników oraz tak zwany 'feedback', czyli informacje zwrotne od grupy oraz prowadzących. Wtedy można się dowiedzieć całkiem ciekawych i odkrywczych rzeczy, które dla niektórych mogą być niejednokrotnie sporym szokiem, bo grupa bacznie obserwuje i wychwytuje wszelkie niuanse. Albo się to przyjmie, albo odrzuci - tu każdy reaguje inaczej, gdyż pozbycie się iluzji, w której człowiek żyje przed całe swoje życie, nie jest ani łatwe, ani proste, ani przyjemne. Usłyszane informacje zaczną uwierać jak przysłowiowy kamyk w bucie, ale jak boli, to znaczy, że terapia działa.
Następnym etapem jest pisanie listu/listów do rodzica/rodziców, zaczynającego się od słów: "kiedy byłam małą dziewczynką..." lub "kiedy byłem małym chłopcem..." Trzeba odbyć jedyną w swoim rodzaju podróż w czasie - aż do dzieciństwa - po to, by przywołać wszystkie traumatyczne i przykre wspomnienia, a potem je opisać (z punktu widzenia dziecka, nie dorosłego) w formie listu do matki i/lub ojca. List/listy odczytuje się na grupie na głos, a potem jest dokładnie to samo, co po krzesełku, czyli informacje zwrotne.
Ostatni etap to sporządzenie genogramu. Tylko z pozoru wszystkie te symbole wyglądają na skomplikowane. Wystarczy chwila praktyki i stają się klarowne i przejrzyste. Na czym dokładnie polega genogram i jak przykładowo może on wyglądać? Na to pytanie znajdziecie odpowiedź tutaj. Ów wykres także należy zaprezentować i omówić podczas spotkania. I podobnie jak w przypadku krzesełka oraz listów, padają pytania i dostaje się informacje zwrotne.
Ot i cała filozofia... Wiem, wiem - fajnie pisać, jak się ma to za sobą, choć tak naprawdę lekko nie było. Ale da się przez to przejść - w końcu zawsze można zrezygnować, uciec i wrócić do swojej iluzorycznej i bezpiecznej krainy złudnego i pozornego szczęścia. Wolna wola.