Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 4 marca 2014

1.531. Starczowzroczność

Trzydzieści dziewięć i pół - ponoć właśnie w tym wieku zaczynają się problemy - uwaga - ze starczowzrocznością. Fakt, który znam z autopsji, bo dokładnie wtedy dostałam przykaz noszenia okularów (+0,25).

Coroczne kontrole u okulisty pozbawiają mnie złudzeń. Co prawda, nie muszę już chodzić w patrzałkach, gdyż z daleka widzę świetnie i wszystko, ale przed monitorem chętnie je zakładam.

Najgorszy problem pojawił się dość dawno - z odczytywaniem napisów drobnym druczkiem - na metkach ubrań, na opakowaniach kosmetyków, na etykietach produktów żywnościowych, ale także z opisywanym przeze mnie nawlekaniem igły.

Jakiś czas temu, podczas zwykłych zakupów w dyskoncie (tym razem bez Dyrektora Wykonawczego), wzięłam z półki krem czekoladowy. Oczywiście chciałam przeczytać co jest w jego składzie, ale ręki mi zabrakło, choć całkiem długą posiadam i wyciągałam najdalej jak potrafiłam. 

Jako że akurat wtedy w sprzedaży dostępne były tam okulary do czytania, niewiele myśląc wzięłam najsłabsze (+1), założyłam na nos i Eureka - wszystko widzę, nawet najmniejsze literki i cyferki!!!! Chyba nie muszę dodawać, że znalazło się dla tamtej cudownej pary miejsce w koszyku.

Przyszłam do domu i nie posiadałam się z radości - mogłam bez najmniejszego problemu nawlec igłę i przeczytać co tylko dusza zapragnie. Podzieliłam się dobrą wiadomością z Mężem, który trochę ostudził mój zapał mówiąc, że takie okulary nie są zbyt dobre na dłuższą metę.

Wiem, potwierdzam i jestem świadoma ewentualnego zagrożenia. Ale jakoś muszę sobie radzić do połowy maja, gdyż dopiero wtedy mamy razem z Dyrektorem Wykonawczym umówione wizyty u okulisty. Zawsze chodzimy w duecie, bo staramy się kontrolować wzrok co rok albo półtora.

Ostatnio uprałam dwa koce, pod którymi śpi Mąż, a także nasze nowe niebieskie prześcieradło oraz moją zieloną kołdrę. Przy tej ostatniej była ogromna metka, której nie wycięłam wcześniej, a która mi przeszkadza podczas spania. Bo musicie wiedzieć, że ja zawsze i zewsząd wycinam wszystkie metki, gdyż każda będąca blisko ciała powoduje, iż się drapię.

No to wzięłam nożyczki i ciach. A że nowych okularów na nosie nie miałam, nie jest wcale dziwne, iż razem z metką wycięłam również brzeg kołdry. Pewnie bym tego nawet nie zauważyła, gdyby nie jego trawiasty i rzucający się w oczy kolor. Potem, jak Dyrektor Wykonawczy wrócił z pracy i mieliśmy iść spać, dobrze po dwudziestej drugiej, siedziałam i zszywałam dziurę zieloną nitką. 

Od tamtej pory Mąż sam przypomina mi, bym zanim się do czegoś zabiorę, zakładała owe magiczne patrzałki, gdyż - jak widać - zbyt wiele szkód jestem w stanie bez ich obecności na swoim nosie poczynić.