Spędziłam kolejne i bardzo miłe dwie godziny ze swoją podopieczną z domu pomocy społecznej panią Em. Ostatnim razem zaproponowałam jej, że zamiast siedzieć w dusznym pokoju, możemy przecież iść na spacer. Mimo chłodu i wiejącego wiatru, zdecydowała się jednak opuścić ze mną budynek.
Potem była już tylko radość - że inne powietrze, że ludzie, że ruch na ulicy. Jak typowe baby weszłyśmy nawet do sklepu z butami, bo pani Em szukała czegoś lżejszego na wiosnę. Po powrocie, chociaż się opierałam, zostałam poczęstowana herbatą malinową. No i następnym razem jesteśmy umówione na buszowanie w drogerii.
Od czasu jak zaczęłam poznawać nowe miejsca związane z pracą wolontaryjną, mam sporo przemyśleń, obserwacji, spostrzeżeń i refleksji. Jak się we mnie poukładają, podzielę się nimi, bo jestem przekonana, że mogą one wiele wnieść i jeszcze więcej zmienić.