Wczoraj w mailu przeczytałam słowa od bliskiej memu sercu kobiety, która nie ma problemu ze swoją kobiecością i poczuciem własnej wartości, bo przecież gdyby tak nie było, nie byłaby w stanie wyrazić takiej opinii w temacie moich włosów - "Pięknie! Kobieco i młodzieżowo zarazem. Delikatnie i jednocześnie z pazurem. Dziwnie sprzeczne wrażenia, ale bardzo pozytywne. Świeżo. Cudnie!"
Mąż zwariował albo oszalał. No bo jak inaczej nazwać jego nieustanne powtarzanie mi, że jestem piękna? Teraz jeszcze usłyszałam: "kocham cię, bo jesteś ciepła - emocjonalnie ciepła".
Wychodzi na to, że sobotę spędzimy w domowych pieleszach, gdyż na dworze leje od samego rana i nie zanosi się, że przestanie przed wieczorem. Pogoda iście barowo-kanapowo-filmowa. A propos tego ostatniego - robimy sobie kolejne seanse.
Dzisiaj polecam dwa filmy. Oba o miłości, lecz w innym aspekcie, świetle, ujęciu, czasie, miejscu i konfiguracji. Niebo nad Saharą przeniesie nas o kilkadziesiąt lat wstecz, na pustynię. Poszukiwanie uczucia niespełnionego i wyidealizowanego zdaje się być tak samo niemożliwe jak policzenie wszystkich ziarenek piasku. Take this waltz może da do myślenia tym, którzy nie doceniają tego, z kim są i co mają, lecz szukają mocniejszych wrażeń, które po kilku latach zamieniają w identyczną rutynę jak poprzednio.