Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 3 maja 2014

1.621. Rocznica

O siódmej rano obudzili nas "ulubieni" panowie - hałasując ile wlezie. Od jakiegoś już bowiem czasu stukają, pukają, kują, wiercą i dostarczają nam niezapomnianych wrażeń słuchowych. Zewsząd - z góry, z dołu, z jednego i z drugiego boku. To już nie jest nawet stereo, ale ileś tam tego D. No i czujemy się z Dyrektorem Wykonawczym jak w foliowym kloszu, nie widząc co jest na zewnątrz (czyli jaka pogoda) oraz nie mając wystarczającej ilości świeżego powietrza. Jedynym sposobem na to pierwsze jest wyjście przed budynek, a na to drugie - otwieranie drzwi na klatkę schodową, co grozi skutkiem ubocznym w postaci białego pyłu oraz wszechobecnych fruwających białych kuleczek. I tak ma być jeszcze przez kilka tygodni...

Jak już rano wstaliśmy, Głos Rozsądku wyszedł dwukrotnie do sklepu po jakieś spożywcze zakupy (wszak przed nami znowu dwa dni świąt), a kiedy wrócił, oznajmił, żebym wyciągała z szafy dopiero co upraną kurtkę, bo inaczej przemarznę na dworze. Myślałam, że mnie wpuszcza w przysłowiowe maliny i żartuje sobie ze mnie, ale mówił prawdę, o czym przekonałam się na własnej skórze po opuszczeniu mieszkania.

Rocznica, to rocznica, założyłam więc pończochy (!) i spódnicę. Trochę nie bez powodu, gdyż upatrzyłam sobie w sieci pewne buty, które koniecznie chciałam zobaczyć i przymierzyć. Jak już je założyłam, zdjąć nie chciałam, a że i Mężowi przypadły do gustu, więc dostałam je w ramach rocznicowego prezentu. Znowu mieliśmy szczęście, bo do jutra, na całą nieprzecenioną ofertę obowiązywał dwudziestoprocentowy rabat. To obecnie jedyne (i zarazem najwyższe) obcasy w mojej kolekcji obuwia. Ale noga zupełnie inaczej w nich wygląda niż w balerinkach.




W międzyczasie pogoda poprawiła się na tyle, że wyszliśmy z domu po obiedzie na spacer z prawdziwego zdarzenia, czyli bez siatek, bez zakupów, bez pośpiechu i bez tłumu ludzi dookoła. Posiedzieliśmy znowu na ławce, ładowaliśmy swoje akumulatory wystawiając twarze na działanie promieni słonecznych. Wszystko w otoczeniu soczystej zieleni kwitnącej przyrody.

Okazujemy sobie uczucia na co dzień, a nie tylko od święta, więc jakiejś wystrzałowej celebracji wczorajszego dnia nie planowaliśmy. I dla mnie i dla Męża najważniejsza jest miłość w codzienności - wyrażana troską o drugą osobę. Nawet w postaci wspólnie zjedzonego śniadania, wypitej kawy, rozmowy, czy obejrzanego filmu.