Mam na pasku zakładek taką długą listę linków. Wśród nich są książki, nad kupnem których się zastanawiam; kolczyki, które mi się marzą, ale także sporo artykułów i tekstów, do których chcę wrócić na spokojnie, gdyż wrzucam je tam, żeby o nich nie zapomnieć.
Mąż się śmieje, że owa lista jest tak długa jak napisy końcowe w dobrym filmie. Jak tylko zobaczy mnie w akcji jej przewijania, proponuje mi utworzenie oddzielnych folderów i segregację, ale ja się nie zgadzam. Choć lubię porządek i organizację, mam jednakże ogromny sentyment do swoich linków.
Od czasu do czasu zdarza mi się zrobić tam porządek. Nie na długo, bo za chwilę przybywa coś nowego. Są też rzeczy absolutnie nie do ruszenia. Jest kilka filmów czekających w kolejce na sprzyjającą okazję, by je obejrzeć. Ostatnio zobaczyliśmy dwa - kontrowersyjne, bo osadzone w całkiem innych realiach - Osama oraz Paradise Now.
Dzisiejsze motto jest (niestety) wielce adekwatne w odniesieniu do powyższych obrazów. W takich chwilach tym bardziej doceniam kraj, w którym się urodziłam.