Wczorajszy wieczór spędzony z Mężem był naprawdę traumatyczny. I to dosłownie. W końcu wzięłam się za wypełnienie tabelek w Excelu. Ich treścią były wszystkie największe traumy z mojego dzieciństwa oraz dorosłego życia.
Trzy oddzielne listy - jedna poświęcona oddychaniu, druga nasłuchiwaniu, a trzecia (najdłuższa) odrzuceniu i lekceważeniu moich potrzeb. Dużo tego było - stanowczo zbyt wiele jak na wątłe barki jednej małej dziewczynki.
Patrząc na tamte wydarzenia i sytuacje z punktu widzenia dorosłej już kobiety widzę, że od dzieciaka miałam w sobie ogromną siłę i wolę przetrwania - wbrew temu, co mnie spotykało. I tak mi zostało do dzisiaj.
Przyznam, że ulżyło mi po wysłaniu do Czarodzieja maila z załączonymi tabelkami. I jestem całkowicie świadoma, iż moje ociąganie się i ustawiczne odkładanie tego, co miałam zrobić było spowodowane niechęcią do ponownego grzebania się w przeszłości.
Ale dałam radę. Jak zwykle. I jestem z siebie dumna. Pewnych ścieżek nie da się uniknąć. W niektórych kwestiach nie ma dróg na skróty, a nawet jeśli by się znalazły, wiodą jedynie na manowce.