Wczoraj wróciłam do zawieszonych ćwiczeń na macie. Uczciwie przyznam, że wcale mi się nie chciało, ale jak już pokonałam lenia w sobie i zaczęłam wykonywać to, co Osobisty Trener Personalny zalecił, poczułam się lepiej. A jak dobrze mi się spało - usnęłam zaledwie w kilka chwil.
Tęsknotę (i odrobinę żalu) za Bałtykiem odczuwałam wczoraj i dzisiaj także. W innych okolicznościach bylibyśmy już przecież w Sobieszewie. Nic to - czasem warto na coś poczekać, żeby się nie przejadło, nie znudziło i żeby jeszcze bardziej to docenić.
Zamiast, na pocieszenie, na osłodę i na ciepłą jesień wyszukałam sobie w sieci granatowe czółenka, które pójdę jutro obejrzeć w sklepie na własne oczy. Do kilkunastu par moich kolorowych kryjących rajstop byłyby jak znalazł. O ile mi się spodobają w rzeczywistości i będą wygodne.
Ale szczególnie myślami jestem przy sąsiadce, która daleko stąd miała trzeci wlew czerwonej chemii.