Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 28 października 2014

1.900. Czarownica


Kiedy pewnego dnia Czarodziej powiedział do mnie: "Tobie nie jest już potrzebna żadna terapia, Tobie potrzebny jest coach" obrzuciłam go chyba dość zdziwionym spojrzeniem, ale znając mojego guru i mając do niego zaufanie czułam, że on naprawdę wie co mówi.


"Znam taką jedną dobrą Czarownicę - ona Cię prześwietli i przeczołga, ale krzywdy Ci nie zrobi" - dodał podczas następnego spotkania ze mną. Zaczęłam odczuwać lęk, ale i ogromne zaciekawienie oraz podekscytowanie - wszak lubię się rozwijać i zdobywać nowe doświadczenia.

Znając jedynie imię, intuicyjnie namierzyłam kobietę, popatrzyłam na jej zdjęcie. Sprawiała na nim wrażenie konkretnej, ale i ostrej babki około pięćdziesiątki. Za okularami ukryte było przenikliwe spojrzenie jej oczu.

"Pani (tu podane jest nazwisko) czeka na telefon od Ciebie (tu podany jest numer komórki) po godzinie 16. Masz załatwiony gratis" - mail o takiej treści dostałam od Czarodzieja w sobotnie popołudnie.

Wstukałam dziewięć cyferek, usłyszałam damski głos, przedstawiłam się, a wtedy ton rozmówczyni zmienił się z oficjalnego na bardziej przyjazny. Coś zaiskrzyło, a ja choćbym chciała szukać, nie byłam w stanie znaleźć niczego na "nie" po tym pierwszym kontakcie.

Z tamtej kilkunastominutowej rozmowy zapamiętałam słowa Czarownicy, że "coaching jest pracą na zasobach, a nie na ograniczeniach", polega na "patrzeniu z innej strony", a "oparty jest na szczerości i zaufaniu obu stron".

"Każdy ma potencjał, aby zrealizować własne cele" oraz "jeśli coś udało się chociaż jednej osobie na świecie, to tobie też może się udać" - to podstawowe zasady ludzi zajmujących się coachingiem. Tyle na "dzień dobry" wyczytałam w bogatych zasobach wujka Google.

Jak to ja zaczęłam drążyć temat, by zaspokoić swoją ciekawość i wiedzieć z czym to się je. Na czym polega praca z coachem? Wystarczy kliknąć tutaj i tutaj. Wciągnęłam się i aż przebierałam nogami w oczekiwaniu na poniedziałkową pierwszą sesję.

Czarownica mieszka w innym mieście, więc rozmawiamy zdalnie, czyli przez telefon, choć Czarodziej przygotowywał mnie bardziej na kontakt poprzez Skype. I jedno i drugie ma swoje plusy, ale też i minusy.

Wczorajsza sesja trwała godzinę i zleciała mi nie wiem nawet kiedy - tak się wciągnęłam, że w ogóle nie poczułam upływającego czasu. Lekkie spięcie i zdenerwowanie na początku całkowicie ze mnie zeszło po chwili, w której zdałam sobie sprawę, że nic złego mi nie grozi i nie mam czego się obawiać.

Treść umowy coachingowej, którą usłyszałam, wywołała uśmiech na mojej twarzy - jakże różni się ona od tradycyjnych dokumentów, z jakimi do tej pory miałam gdziekolwiek do czynienia. Zaproponowane przez coacha przejście na "ty", poczucie tej przysłowiowej chemii między nami utwierdziły mnie tylko, że Czarodziej (jak zwykle) miał rację.

Pytania zadawane przez Czarownicę zmuszały mnie do myślenia - jak choćby te o wartości i ich hierarchię w życiu. Wiara w Boga i rodzina zajmują pierwsze i drugie miejsce, czyli nic dziwnego i zaskakującego.

Co mam, czego chcę, jaki jest cel - sporo tego, ale daję sobie czas - do następnego poniedziałku kiedy po raz kolejny nacisnę zieloną słuchawkę w swojej komórce.

Dostałam pracę domową - napisać swoje wrażenia po pierwszej sesji. Zastanawiałam się przez chwilę jak to zrobić. A potem stwierdziłam, że zrobię to dokładnie tak, jak robię to teraz - w formie notki na blogu, pisanej nie do Czarownicy, lecz o niej.

Poczułam do niej sympatię - taką zwyczajną, ludzką, jak do dopiero co poznanej, ale już bratniej duszy - powiedzenie o uczniu i nauczycielu, które ona zaczęła, a ja dokończyłam. Takie niuanse, odczuwalne i pomiędzy wierszami. Prawdziwe, nieudawane, naturalne.

To kobieta, która jest dla mnie wiarygodna - raz, że polecił mi ją Czarodziej, a dwa, że jak sama o sobie powiedziała: "żeby w tym wieku zmieniać swoje życie o 180 stopni to trzeba być albo wariatem albo ..."

Mój guru też niejednokrotnie używa w odniesieniu do siebie słowa "wariat". Ja też znacznie odbiegam od normy. Znalezienie się w gronie takich wariatów to zaszczyt. Wchodzę w ten świat magii - kto wie - może pewnego dnia stanę się jego częścią?

Póki co jestem jak ten ptak siedzący przez lata na uschniętym drzewie. Ale niebawem z niego odfrunę. Sama i z własnej woli. Wiem, że mogę (i chcę) rozwinąć skrzydła.