Mgła od czasu obejrzenia filmu na podstawie opowiadania Kinga o tym samym tytule kojarzy mi się niezbyt optymistycznie. Poza tym, przypomina mi również o pobycie w Anglii, któremu najczęściej towarzyszyła wciskająca się wszędzie wilgoć, a to nie było fajne uczucie.
Jednakże dzisiaj, za sprawą swojego nastawienia, siły spokoju, opanowania i wiary we własne możliwości, odkryłam radość właśnie z takiej ponurej i mglistej aury, której doświadczyłam podczas spaceru po zeschniętych i wilgotnych liściach leżących na chodniku.
SMS od osoby, którą poznałam podczas ostatnich warsztatów z pytaniem o wynik badania wywołał uśmiech na mojej twarzy. Bardzo miło z jej strony, że okazała zainteresowanie. Nie musiała, a zrobiła to. Ucieszyłam się na widok zaledwie kilku słów na wyświetlaczu komórki.
Moja ulubiona rejestratorka w ulubionej przychodni, w której pracuje mój ulubiony lekarz, bez problemu skserowała wynik mammografii oraz USG, dołączyła je do karty i poleciła przyjść jutro około jedenastej po odbiór skierowania na onkologię.
Kupując sztuczne chryzantemy u ulicznego sprzedawcy, po zapłaceniu należnej kwoty uśmiechnęłam się i razem jednocześnie padło z naszych ust "miłego dnia!" skierowane w stronę tej drugiej osoby. "Na pewno będzie miły" - stwierdził starszy mężczyzna - "co do tego jesteśmy zgodni oboje" - dodał.
Głodna jak wilk, po powrocie do domu, wrzuciłam do wrzącej wody pierogi z ziemniakami i boczkiem. Zaparzyłam dużą kawę z mlekiem. A potem postawiłam na parapecie talerz oraz kubek i patrząc przez okno na przebijające się przez chmury słońce delektowałam się wczesnym obiadem.
Drobne radości poniedziałkowe - niby nic, a tak wiele...