Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 29 października 2014

1.904. Światłocień

Przestałam się przejmować, że z bliska mało co widzę (na szczęście jeszcze nie dotyczy to cen). W sklepie nawet już nie wyciągam lupy z torebki, lecz od razu proszę kogoś z obsługi o przeczytanie mikroskopijnych jak dla mnie literek na opakowaniu interesującego mnie kosmetyku.

Dzisiaj zrobiłam tak z tuszem do rzęs i wypytałam czy jest aby na pewno brązowy, ma prostą szczoteczkę i żeby przypadkiem nie był wodoodporny, bo kiedyś z własnej ślepoty i głupoty (Zosia Samosia honorowo nie poprosiła o pomoc) taki zakupiłam, a potem się dziwiłam, że nijak nie mogę go zmyć.

Powyższe działanie dowodzi jednego - że tym razem (nie mając ostatecznej diagnozy i będąc zmuszoną na nią jeszcze dłużej niż trochę poczekać) się nie zahibernowałam jak zwykłam to czynić do tej pory, nastawiając się w myślach na opuszczenie tego świata i wycofując się z życia za życia.

Wtedy nic sobie nie kupowałam, bo niby po co - przecież zaraz umrę, więc szkoda pieniędzy. Tak, tak, właśnie tak myślałam. A teraz co? Teraz żyję i się tym faktem niezmiernie cieszę, chociaż niektórzy w to powątpiewają lub patrzą na mnie jak na kogoś niespełna rozumu. No bo przecież "na pewno się zamartwiam", "nic mnie nie pocieszy" i tak dalej. Ręce opadają i cała reszta też.

W tym miejscu przypomniał mi się pewien cytat (autora nie znam) wyszperany w sieci, który brzmi dokładnie tak - "mój dziadek zawsze powtarzał: nie podchodź do byka od przodu, do konia od tyłu, a do idioty w ogóle". A jak ten ostatni podchodzi do mnie, machając czerwoną płachtą, oddalam się galopem w przeciwnym kierunku.

I żeby była jasność (choć piszę o tym już do znudzenia) - dla mnie rozmowy o śmierci są najzwyczajniejszym tematem, czymś normalnym, naturalnym i jak najbardziej poważnym. Dyrektor Wykonawczy też od nich nie ucieka.

Już dawno pokazałam Mężowi kolor pomnika, jaki mi się podoba (co nie znaczy, że będę taki mieć, bo i tak go nie zobaczę), do trumny zabroniłam ubierać mnie w cokolwiek, co jest czarne i smutne - choć i tego nie skontroluję. Plus jeszcze wiele innych szczegółów, ale te na razie zachowam dla nas obojga.

A że lubię czasem dolewać oliwy do ognia, powiem więcej - otóż ostatnio poddałam się medytacji i relaksacji w jednym. Jej tematem było umieranie. Nigdy w życiu nie doświadczyłam takiego spokoju jak podczas tamtych kilku minut. Polecam każdemu. Poważnie.