Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 23 grudnia 2014

1.998. Mocne wrażenia

Normalni to my nie jesteśmy. Zamiast buszować po galeriach handlowych albo choćby lawirować wózkiem pomiędzy regałami w supermarkecie, jak gdyby nigdy nic w przeddzień Wigilii udajemy się do placówki medycznej na badanie rezonansem magnetycznym. Ale jak się lubi mocne wrażenia, to czemu nie?

Najpierw kazali Mężowi dobrowolnie oddać wszelkie metalowe przedmioty, następnie przeprowadzili z nim wywiad, a potem unieruchomili mu głowę, do ręki dali przewód z przyciskiem (w razie nagłych wypadków) i delikwent wjechał jak na taśmie do tunelu, w którym poddawany był stukom, pukom oraz innym hałasom.




W tym samym czasie ja sobie grzecznie siedziałam i podglądałam zza szyby czy aby Dyrektor Wykonawczy jeszcze dycha. Przy okazji obejrzałam jego mózg chyba z każdej możliwej strony. No i (jak widać) nie odmówiłam sobie przyjemności uwiecznienia go na zdjęciach.




W międzyczasie Mąż wyjechał z tuby, ale tylko po to, by pielęgniarka założyła mu wenflon (udało się dopiero za drugim razem), przez który wstrzyknęła kontrast. A po skończonym badaniu i opuszczeniu pracowni była klasyka gatunku, czyli zasłabnięcie i leżenie na krzesłach na korytarzu, z których Dyrektor Wykonawczy został zgarnięty do gabinetu, gdzie dostał jednoosobowe łóżko i przez pół godziny mógł robić to, co lubi najbardziej, czyli nic.




Kilka pań kręciło się koło niego, podawało wodę, mierzyło ciśnienie (100/65) i tętno - tu padł rekord - 47 (!) oraz pytało o samopoczucie. Potem jeszcze jedna niewiasta przyniosła mu świeżo zaparzoną kawę, którą Mąż wypił z radością, gdyż od kilku godzin był na zaordynowanym głodzie. Tętno wzrosło do 61, więc pielęgniarka po konsultacji z lekarzem pozwoliła nam opuścić gabinet i udać się do domu.

W drodze nastąpił całkowity cud ozdrowienia kiedy Dyrektor Wykonawczy zobaczył piekarnię i zażyczył sobie słodką bułkę - wtedy byłam więc stuprocentowo pewna, że już nic mu nie dolega. 

A teraz siedzi spokojnie przy stole i cierpliwie kroi te wszystkie ugotowane rano warzywa, jabłka i jajka na najlepszą sałatkę jarzynową na świecie.