"Kto milczy - ma najwięcej do powiedzenia" - oto jeden z cytatów pochodzących z książki, którą właśnie przeczytałam. Jakże adekwatny do mojej obecnej sytuacji.
Milczę, bo ileż mogę pisać o codziennym pielęgnowaniu wdzięczności za to, co mam? Milczę, bo ileż mogę pisać o uważności, z jaką podchodzę do każdego dnia? Milczę, bo ileż mogę pisać o docenianiu tego wszystkiego, co jest dookoła mnie?
Milczę, bo wolę nie poruszać kwestii bezlitośnie obnażających panujące schematy i całkowity brak organizacji, gdyż ze swojej strony nie jestem w stanie z tym nic zrobić, choć bardzo bym chciała.
Milczę, bo odcięłam się od iluzji panującej w sieci i od tego, co się w niej dzieje na rzecz ciszy i skupienia się na sobie i swoim wnętrzu - bez zewnętrznych przeszkadzajek i rozpraszaczy.
Milczę, bo zaszyłam się pośród przewracanych stron kolejnych książek - bynajmniej nie po to, by uczestniczyć w ilościowym i przez kogoś ustalonym wyścigu szczurów, lecz aby w swoim tempie aplikować sobie własne dawki.
Milczę, bo jak leniwy kot wygrzewający się za szybą w promieniach pojawiającego się czasem słońca, tak i ja łapczywie chwytam okazję do naładowania swoich zziębniętych akumulatorów.
Milczę, bo coraz częściej nie mam już potrzeby publicznego dzielenia się tym, o czym myślę, co czuję i przeżywam.
Milczę, bo nieraz wolę swój czas, siłę i energię kierować w całkiem inną, lecz wciąż jak najbardziej twórczą stronę pisania.