Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 7 kwietnia 2015

2039. 136 rodzajów

Po prawie w całości nieprzespanej z przejedzenia nocy przyszło mi zwlec się rano z łóżka i pomaszerować do pracy, co w sumie po pięciu dniach wolnego stanowiło nie lada wyzwanie. Najgorzej jest bowiem wypaść z rytmu i rutyny dnia codziennego wypełnionego normalnymi zawodowymi zajęciami na rzecz ostatnich przedświątecznych zakupów spożywczych, wymiany jedzeniowej z mamą (mężowskie śledzie i sałatka jarzynowa za schab i bigos rodzicielki) oraz wstępnego rekonesansu w kwestii nowego obuwia dla Dyrektora Wykonawczego.

Oboje liczyliśmy na jakieś miłe spacery, wygrzewanie się na ławkach w promieniach słońca, do  którego zamierzaliśmy wystawiać nasze blade twarze, a w zamian dostaliśmy pogodę rodem z filmów z Bollywood z tą jedną różnicą, że zamiast deszczu był śnieg. Marzłam pomimo kurtki, chusty zamotanej na szyi, czapki na głowie, rękawiczek oraz długich kozaków, które są moimi nieodłącznymi butami od pierwszego marca aż do chwili obecnej. Nawet teraz, siedząc na sofie, z ciepłym laptopem na kolanach wciąż czuję się zmarznięta od środka.

Wspólne spotkanie z Czarodziejem oraz kolejna sesja coachingowa Męża z Czarownicą, która nie stosuje wobec niego taryfy ulgowej, uruchamiając nasilony proces myślowy u Głosu Rozsądku stanowiły bardzo fajną odskocznię od przygotowań do minionych już świąt.