Dla nas - spowiedź u fantastycznego zakonnika, trzy wycieczki krajoznawcze, trzy długie spacery, wypad na działkę, odwiedziny właścicielki kawalerki, spotkanie z Czarodziejem, pizza z nowego miejsca, włoskie lody, testowanie smaków trzech melonów, buszowanie w lumpeksie, kupno i montaż nowej półki na książki, wizyta pana z elektrowni (odczyt prądu) oraz ze spółdzielni (podzielniki ciepła).
Dla mnie - kontakt z kadrami, telefoniczne rozmowy z podopiecznymi i jedna bardzo obiecująca z Czarodziejem, zakup krokomierza plus mnóstwo fajnych, własnoręcznie zrobionych zdjęć.
Dla Męża - załatwianie formalności związanych z przeniesieniem numeru komórkowego do innej sieci, kupno czerwonego etui na telefon i nakładek polaryzacyjnych na okulary, samotne wyjście na basen i do kina.
Jak na siedemnaście dni urlopu bilans całkiem niezły.