Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 20 grudnia 2016

2261. Ósmego grudnia

Byłam wtedy umówiona ze swoją fryzjerką na farbowanie odrostów i podcięcie włosów. Przełożyłam tę wizytę, bo dostałam pismo, że właśnie w ten dzień mam się zgłosić na posiedzenie komisji orzekającej o niepełnosprawności.

Ludzie w kolejce mili, sympatyczni i bezproblemowi. Starszy pan zagadnął mnie, po czym wręczył mi święty obrazek - bez jakiejkolwiek agitacji, tak po prostu. Pewna pani opowiadała mi czym się różni sanatorium przyznawane przez NFZ od tego z ZUS-u. Na koniec pogawędki uraczyła mnie komplementem, że jestem przemiłą osobą, od której czuć ciepło.

Choć nigdy wcześniej na niej nie byłam, tego dnia bardzo chciałam zdążyć na Mszę w Godzinę Łaski dla świata. Niestety - w żaden sposób nie byłam w stanie przemieścić się na drugi koniec miasta w piętnaście minut. Udałam się więc do najbliższego kościoła, by się tam w ciszy pomodlić.

Chyba po raz pierwszy poza jakimkolwiek nabożeństwem widziałam tyle osób w siedzących i klęczących w ławkach w samo południe. Po jakimś czasie z zakrystii wyszedł ksiądz, wziął kielich i zaczął udzielać Komunię Świętą. Przystąpiłam do niej, po czym wróciłam do swojej ławki.

Po przyjściu do domu, jak każdego dnia, zadzwoniłam do mamy pytając o samopoczucie i codzienne sprawy.

- Idę jutro po opłatki. Jaki wziąć dla was - mały czy duży? - spytałam rodzicielkę.
- Zostały mi jeszcze tamte z zeszłego roku, więc nie wiem czy jest sens kupować nowy - odparła.
- Dla nas biorę duży, więc się zastanów jaki chcesz.
- A po co wam duży? Przecież chyba przyjdziecie do nas na Wigilię? - padło z jej ust pytanie, które zabrzmiało jak oczywista oczywistość.
- Na Wigilię?? To ojciec nie udaje w tym roku, że nie ma świąt? - chciałam się upewnić. A on w ogóle wie, że mielibyśmy się pojawić?? - ciągnęłam temat.
- Rozmawiałam z nim pytając o kolację wigilijną - czy możecie na nią przyjść, a on mi na to, że przecież to jest także i wasz dom, więc to chyba jasne.

A ja przecież miałam zamiar poruszyć temat świąt podczas najbliższych odwiedzin u rodziców... Jak widać już nie ma takiej potrzeby.

Cuda się zdarzają. W chwili, w której się najmniej tego spodziewamy. 

Wychodzi więc na to, że po ośmiu latach przerwy, już za kilka dni, 24. grudnia znowu usiądziemy do wspólnej kolacji z rodzicami.