W tym roku jakoś tak wyjątkowo łatwo i bezproblemowo wpadłam na to, co mogłoby się spodobać (i przydać) rodzicom. Prezenty mikołajkowe (zegar dla ojca, koc dla mamy) gabarytowo zajęły sporo miejsca.
Nie udało mi się znaleźć odpowiednich rozmiarowo śmiesznych kapci dla taty, więc zamiast nich pod choinkę dostanie identyczny jak nasz młynek do soli i pieprzu (wraz z przyprawami) oraz dokanałowe słuchawki.
Czego nie było dla ojca, trafi na stopy mamy. Razem z dzbankiem i zapasowymi filtrami do wody.
Moimi prezentami są (jak zwykle) książki, które zamówiłam hurtem z trzech okazji - Mikołaja, świąt oraz urodzin) za pieniądze otrzymane od mamy.
Mąż, jak na prawdziwego minimalistę przystało, zamiast rzeczy wybrał dla siebie opcję pójścia do kina - solo i ze mną.