Absolutnie nowym doświadczeniem były dziś dla mnie (a jak się potem okazało dla Męża również) zakupy w trakcie naszych dotychczasowych godzin pracy w samym środku dnia roboczego. Dyrektor Wykonawczy ma nowy szafirowy T-shirt, a także znalezioną przeze mnie w ciucholandzie nowiusieńką i bardzo elegancką białą koszulę (w granatową delikatną kratkę) z długim rękawem i mankietami na spinki. Poza tym, wreszcie udało się nam dostać zwykłe plastikowe (i kolorowe) wieszaki na nasz dopiero co nabyty ubraniowy stojak.
Na obiad zaprosiliśmy mamę tym razem do lokalu, na pizzę, gdyż spożyć można ją jedynie na miejscu. Nie przewidzieliśmy (bo niby kto by przypuszczał), że pocałujemy klamkę z powodu kilkudniowego urlopu właścicieli. Wstyd przed rodzicielką jak nie wiem co. Dobrze, że w pobliżu znajdował się - znany nam - przybytek z jadłem i popitką. Zamiast pizzy, skonsumowaliśmy więc placki - po węgiersku (Mąż), ze szpinakiem (ja) oraz zasmażane z serem i pomidorami (mama).
A jutro idziemy do rodziców na mielone z ziemniakami i mizerią. Jak ja lubię weekendy, bo mogę wtedy jeść obiady, których nie mam okazji nawet zobaczyć podczas pięciodniowego tygodnia pracy.