Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 29 października 2017

2391. O krok dalej

I co tu zrobić z dodatkową godziną związaną ze zmianą czasu? Szczególnie kiedy pogoda za oknem wcale nie zachęca do wyjścia z domu? Już nie pamiętam tak deszczowego, pochmurnego, wietrznego i złowrogiego weekendu.

Rano, jak zawsze w niedzielę, usmażyłam jajecznicę na boczku, ze szczypiorkiem. Mąż zaparzył kawę i zieloną herbatę. Lubię te nasze małżeńskie rytuały. 

Potem "wypracowywaliśmy porozumienie" w pewnej, nurtującej nas, kwestii. Nie wyobrażam sobie bycia z drugim człowiekiem bez rozmowy na każdy temat. Cieszę się, że Dyrektor Wykonawczy podziela moje zdanie.

Niespiesznie i leniwie dokonaliśmy codziennych ablucji oraz innych czynności pielęgnacyjnych i upiększających. Fajnie, że można powoli, bez pośpiechu (i bez wyrzutów sumienia) zadbać o siebie.

Z dumą zaglądam do swojej chomiczej nory, czyli do łazienkowego kosza na bieliznę. Ubywa z niej coraz więcej kosmetyków, co świadczy o mojej silnej woli. Podobnie rzecz się ma z odzieżą - omijam ciucholandy szerokim łukiem.

Poza sporadycznym zakupem zużywającej się bielizny (ostatnio były to granatowe grubsze rajstopy oraz szmaragdowe majtki) żadnych grzechów nie popełniłam. No może oprócz zamówienia dwóch buteleczek wody toaletowej od koleżanki z pracy, która ochrzciła mnie "perfumoholikiem".

Nawet jeśli chodzi o biżuterię (kolczyki i bransoletki), a także ukochane książki, mocno ograniczyłam swoje potrzeby, kaprysy i zachciewajki. I choć wciąż jeszcze nie jestem wystarczająco z siebie zadowolona, bez wątpienia widzę światełko w tunelu.