Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 10 kwietnia 2018

2492. W międzyczasie

Ojciec jest od wczoraj w domu. Został wypisany ze szpitala, a jeszcze wcześniej zrobiono mu ostatnie badania. Mąż siedział z mamą od samego rana aż do dwunastej. Bardzo im obojgu tam pomógł, za co jestem mu ogromnie wdzięczna.

Utrata przytomności u taty spowodowana była niedotlenieniem mózgu, co się ponoć zdarza u osób z ciężką niewydolnością serca. A że początkowe objawy były podobne do udaru, więc lekarze postawili właśnie na niego. Dopiero po tomografie i konsultacji kardiologicznej okazało się co tak naprawdę się stało.

Dostał receptę na dwa nowe leki - jeden na usprawnienie krążenia krwi w mózgu oraz drugi na uspokojenie i wyciszenie, gdyż napad agresji jaki miał w szpitalu, może się - niestety - powtórzyć.

Pamięć krótkotrwała u ojca szwankuje i to poważnie. Wielu bieżących i niedawnych zdarzeń nie pamięta - że była Wielkanoc, że listonosz przyniósł emeryturę, że zdjął z balkonu karmnik dla ptaków...

Jestem zmęczona całą sytuacją. Dyrektor Wykonawczy chyba jeszcze bardziej - chociaż nie chodzi o to, by się licytować. Od ponad dwóch miesięcy żyjemy życiem rodziców i to im podporządkowujemy swój czas. Nasze życie toczy się gdzieś w międzyczasie.

Nie mam już siły i ochoty. Czuję się jak przekłuty balonik. Potrzebuję pobyć sama ze sobą i z Mężem. Nie pamiętam kiedy byliśmy razem na spacerze, kiedy siedzieliśmy na ławce, kiedy mieliśmy weekend tylko dla siebie.

Wreszcie przyszła tak długo oczekiwana wiosna, a właściwie to prawie lato, bo w drugi dzień świąt padał śnieg i ludzie mieli na sobie zimowe kurtki i buty, a wczoraj większość ubrana była w letnie ciuchy.

W drodze z pracy do domu zauważyłam pąki, liście, a nawet kwiaty na drzewach. Przyroda wystrzeliła jak z procy. A o piątej piętnaście rano, zanim wstałam, Dyrektor Wykonawczy doradził mi wyjęcie zatyczek z uszu, bym mogła wysłuchać ptasich serenad dochodzących zza okna.

Dzisiaj minął dokładnie rok odkąd zaczęłam pracę, której nie przestałam lubić i za którą wciąż jestem wdzięczna.