W niecałe dwa miesiące wydałam całą pensję na wyleczenie i protetykę dwóch zębów oraz na scaling i piaskowanie u siebie i Męża. Już odetchnęłam z ulgą, a tu w piątek rano ukruszył mi się kawałek piątki, o której wspominał stomatolog, że wypadałoby się nią zająć. Szczęściem w nieszczęściu jutro mój doktor ma jeden wolny termin (a ja mam wolne za sobotę), więc mogę się do niego wybrać.
We wtorek robię kontrolne badania krwi, powtórną (po pół roku) densytometrię oraz trzy zdjęcia RTG - kręgosłupa szyjnego, piersiowego i lewego kolana, które od dłuższego czasu mnie pobolewa. W piątek umówiona jestem na rezonans magnetyczny kręgosłupa lędźwiowego oraz głowy (z kontrastem).
Znowu to śmierć Taty dała mi kopa do zajęcia się swoim zdrowiem i badaniami, które odwlekałam w czasie i na które szkoda mi było pieniędzy.
Na dodatek tej nocy śniło mi się, że nie dożyję do pięćdziesiątych urodzin i czekają mnie jeszcze tylko dwie robocze soboty w pracy. Nieźle mnie ten sen przeraził...