Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 27 października 2018

2591. Swoją drogą

Siedzę na ulubionej sofie w kuchni. Mąż przy stole ogląda coś na swoim telefonie uśmiechając się do ekranu. Za oknem pada deszcz. Tymczasem na drugim końcu miasta odbywa się spotkanie klasowe w trzydziestolecie matury, z uczestnictwa w którym dobrowolnie zrezygnowałam.

W chwili, w której dowiedziałam się o tej imprezie, byłam strasznie podekscytowana. Ten stan trwał jeszcze kilka dni. Potem zaczęły dopadać mnie wątpliwości.

Razem z koleżanką zorganizowałyśmy podobne spotkanie dwadzieścia jeden lat temu. W sumie, poza kilkoma zdjęciami, żadnych wspomnień z niego nie mam - ot, poszłam, wyszłam i tyle. Choć nie - było coś na kształt targowiska próżności. Każdy, według listy z dziennika, wstawał i mówił o sobie - kim jest, co robi, gdzie pracuje, jak się przedstawia jego stan rodzinny.

Nasza klasa nigdy nie była zgrana. Grupy, grupki, podgrupki i wolne elektrony (jak choćby ja). Praktycznie z nikim nie miałam ani nie mam jakiegoś większego i w miarę regularnego kontaktu - od przypadku do przypadku.

Nie bardzo miałam ochotę spotykać się z ludźmi, których w większości nie widziałam od ukończenia liceum albo od tych wspomnianych dwudziestu jeden lat. Mimo że chodziliśmy do tej samej klasy miałam (i nadal mam) wrażenie, że ani ja nie znałam ich, ani oni nie znali mnie. Żeby się poznać trzeba chcieć się otworzyć na drugiego człowieka i zdobyć na szczerość. A z tym wiele osób ma problem.

Na FB kolega założył specjalną grupę i wydarzenie. To, co było tam publikowane, też niekoniecznie przypadło mi do gustu. Wspominanie o jakichś waśniach i pretensjach sprzed ponad trzydziestu lat spowodowało wypisaniem się z owej grupy dwóch osób, które tym samym zrezygnowały z uczestnictwa w dzisiejszym spotkaniu.

Generalnie większość chciała się spotkać, by po pierwsze - się napić (żeby nie użyć bardziej dosadnego określenia), po drugie - a nuż oddać się cielesnym uciechom z dawną klasową miłością, a po trzecie - mieć okazję do zaprezentowania się na forum, czyli nic innego jak targowisko próżności dwadzieścia lat później.

Od samego początku byłam jedyną w całej grupie niezdecydowaną osobą i ku ogromnemu zdziwieniu Męża z tym niezdecydowaniem tak niepodobnym do mnie czułam się komfortowo. Kropką nad "i", dzięki której podjęłam ostateczną decyzję na "nie", była śmierć Taty.

Nie żałuję, bo ani nie nadaję się do nocnych imprez, ani nie lubię tańczyć, ani nie mam zamiaru się upijać, ani nie szukam przygodnego seksu, ani nie mam ochoty opowiadać o sobie ludziom, z którymi tak naprawdę łączy mnie tylko to, że przez zrządzenie losu przez cztery lata byliśmy w jednej klasie.

Niech inni się bawią, ja wybieram towarzystwo Męża, kieliszek wina i może oglądanie jakiegoś filmu na komputerze.