Nie wiem czy to smutnie rozpoczynający się listopad, czy przedokresowy spadek nastroju, czy sen sprzed kilku tygodni, czy śmierć Taty, czy też pojawiające się coraz częściej myśli o przemijaniu i śmierci, ale wszystko powyższe powoduje u mnie ogromny i wszechogarniający smutek, który przyszedł nieproszony, rozgościł się i siedzi teraz ze mną.
Nie za dobrze się czuję psychicznie i przez to dość ciężko mi się funkcjonuje na co dzień. Nawet Mąż zauważył, że coś jest nie tak i spytał wprost o co chodzi. A że ja ani nie umiem, ani nie chcę kłamać, wolałam się przyznać do tego, co się ze mną dzieje.