W poniedziałek rano Mąż zrobił kontrolne (po roku) badania krwi i moczu. Wyniki ma tak dobre, że sama bym chciała mieć podobne.
W środę był u gastrologa, który zdiagnozował u niego nietolerancję laktozy oraz zespół nadwrażliwego jelita. Dostał wytyczne co do diety oraz zapas leków na dwa miesiące i ponoć najlepszy na rynku probiotyk na miesiąc.
W czwartek zrobił RTG klatki piersiowej (opis będzie w przyszłym tygodniu), bo w pracy - podczas badań okresowych - nikt się do tego nie kwapi. Był też u pani doktor z wynikami od gastrologa.
Dzisiaj poszedł na USG jamy brzusznej i okazało się, że najprawdopodobniej ma malutkiego polipa na woreczku żółciowym, ale na razie trzeba poczekać, obserwować i powtórzyć USG za rok, bo może to być jakaś grudka zagęszczonej żółci, która się wchłonie.
Z kolei ja w poniedziałek byłam u neurolog, która wypisała mi leki przeciwmigrenowe na trzy miesiące oraz zabiegi na kręgosłup, które poszłam sobie wyznaczyć następnego dnia, czyli we wtorek.
W czwartek pojechałam do szpitala, w którym pracuje moja ginekolog. Tam, w laboratorium, pobrano mi krew na test ROMA.
Dzisiaj rano zrobiłam USG jamy brzusznej, w którym (na szczęście) nic złego nie wyszło. Potem odebrałam wczorajsze wyniki - też są dobre.
Po południu byłam na wizycie u ginekolog. Biocenoza w porządku, cytologia w toku (wyniki za mniej więcej dwa tygodnie). USG wykazało prawdopodobnie wodniaka jajowodu. Dostałam antybiotyk na pięć dni i zobaczymy czy miną uporczywe bóle podbrzusza nękające mnie od kilku dni.
Tak więc jeszcze przed świętami powinniśmy mieć komplet wyników i jasność sytuacji.
Jak widać cały tydzień upłynął nam obojgu na intensywnych badaniach i wizytach lekarskich, ale warto zadbać o swoje zdrowie, żeby go nie zaniedbać i żeby nie było za późno. Tak jak miało to miejsce w przypadku Taty.