Kto mnie czyta ten wie, że nie jestem fanką galerii handlowych i przebywanie w takich przybytkach bardzo źle na mnie wpływa. Ale czasem najzwyczajniej w świecie potrzebuję tam pójść. Tak jak choćby wczoraj.
Wyszliśmy z domu tuż po dziesiątej i po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Miałam dokładnie zaplanowaną trasę i konkretne sklepy, dzięki czemu uniknęliśmy dzikiego tłumu i spokojnie zrobiliśmy zakupy.
Najpierw odebrałam zamówione w sieci tusze do rzęs. Potem w trzech sklepach znaleźliśmy kolorowe bombki i szpic na choinkę dla mamy oraz srebrne ozdoby na nasze drzewko.
Naoglądałam się w Internecie różnych choinek i sposobów ich dekoracji, żeby wiedzieć co mi się podoba, a co nie. Doszłam do wniosku, że ponieważ będziemy mieć w tym roku małą choinkę w doniczce, dobrze by utrzymana była w jednej tonacji.
Największym wyzwaniem było dla mnie towarzyszenie Dyrektorowi Wykonawczemu w poszukiwaniu zimowej kurtki. I tu czekało mnie zaskoczenie, bo w pierwszym sklepie wybrał, przymierzył i zdecydował się na ciemnogranatowy model, do którego dołożyliśmy sweter w tym samym kolorze.
O dziwo - Mąż sam zgłosił chęć i potrzebę zakupu metalowego zaparzacza do herbaty, z którego korzystał w pracy, a który rozpadł się ze starości. Nie protestował gdy zaproponowałam mu zimowy krem do cery z problemami naczynkowymi oraz nowe etui na komórkę.
I tak w jeden dzień Głos Rozsądku stał się posiadaczem aż pięciu przedmiotów, co w jego przypadku graniczy prawie z cudem.