Mąż mój bardzo mądrym człowiekiem jest. Zna mnie dobrze - czasem mam wrażenie, że nawet lepiej niż ja samą siebie. Kiedy trzeba jest, wspiera, przytula, nie powstrzymuje moich łez, nie pociesza na siłę. Dba o mnie - żebym zjadła, żeby mi zimno nie było. Czeka i obserwuje. Wie co może mi pomóc.
Takie bycie ze mną, kiedy psychicznie źle się czuję, łatwe nie jest. Ale Dyrektor Wykonawczy znajduje w sobie siłę i daje radę. Słucha kiedy o czymś mówię. Z pozoru drobnymi gestami okazuje miłość, czułość, bliskość. Nawet jak jestem milcząca, smutna i zamyślona, on jest ze mną.
Idzie po spożywcze zakupy, a wraca z bukietem tulipanów i pysznymi włoskimi ciasteczkami. W salonach jubilerskich sprawdza dostępność i rozmiar obrączki, która mi się podoba, by potem namówić mnie na jej przymierzenie i dać mi ją w prezencie.
Nawet niespecjalnie się opiera i pozwala kupić sobie sweter z reniferem, pasujący do moich kiczowatych świątecznych swetrów, o których zawsze marzyłam, a nigdy dotąd nie miałam odwagi nabyć.
Na Mikołaja (w tajemnicy) zamawia dla mnie opaskę tej samej marki co smartfon. Koniecznie z czerwoną bransoletką, bo wie, że to mój ulubiony kolor.
Dzięki Mężowi i ja jakoś daję radę. Powoli wychodzę z dołka i gramolę się na powierzchnię. I choć jeszcze często w oczach mam łzy, na mojej twarzy zaczyna też pojawiać się uśmiech.