Absolutnie tego nie planowałam, ani w żaden sposób nie wyliczyłam, ale jakby tak dwie pierwsze cyfry tej notki odseparować od dwóch końcowych, wyjdzie nam 26 i 24. A teraz jakby je do siebie dodać mamy dokładnie 50...
Kilkanaście tygodni temu Mąż rzucił mi perfumkowe wyzwanie, czyli "pięćdziesiąt flaszek na pięćdziesiąte urodziny". Podjęłam je i nawet przekroczyłam limit o trzy buteleczki.
Jakiś czas później Dyrektor Wykonawczy pokusił się o kolejne wyzwanie - tym razem "pięćdziesiąt rzeczy, których nigdy wcześniej nie robiłaś". Ta lista jest uzupełniana na bieżąco, a jej realizacja może trwać cały rok.
Jak było dzisiaj?
Spokojnie, bez pośpiechu, po kolei i choć pewnych rzeczy się spodziewałam, to i tak koniec końców część okazała się być jednak zaskoczeniem, gdyż Mąż wykazał się sporą kreatywnością.
Rankiem dostałam jedyną w swoim rodzaju kartkę zrobioną specjalnie na zamówienie. I choć wkradł się w nią błąd (cały urok Dyrektora Wykonawczego), jest ona niepowtarzalna, bo stworzona przez niego.
Potem był bukiet kwiatów wybranych i połączonych w jedną całość na życzenie Męża przez znajomą panią z kwiaciarni. Jak już ochłonęłam, zostałam poproszona o wyjście do pokoju. W tym czasie Głos Rozsądku przygotowywał przyniesioną przez siebie następną niespodziankę, czyli tort z sushi.
Nawet pogoda za oknem spełniła dziś moje marzenie o białych i pełnych padającego śniegu urodzinach.
Deser skonsumowaliśmy w kawiarni. Doczekałam się wreszcie na moje ulubione lody śmietankowe z wiśniami i sosem z gorzkiej czekolady podane w szklanym pucharku. Do tego filiżanka cappuccino.
Na koniec zacytuję jeszcze najbardziej niekonwencjonalne życzenia, jakie otrzymałam od kolegi z klasy - "Z okazji 32 rocznicy 18 urodzin wszystkiego najwspanialszego!"
To tak a propos sumowania, o którym wspomniałam na początku.