Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 26 marca 2019

2669. Wstań

Jak miło jest siedzieć sobie na sofie w kuchni, w ciepełku i ciszy, z kubkiem gorącej herbaty czekać na jej ostygnięcie, gdy na dworze wiatr hula i co rusz jak nie pada deszcz, to styropianowe kulki śniegowe.

Podczas gdy ja byłam u dentysty (chciałam jeszcze przed leczeniem zrobić przegląd zębów), Mąż pojechał po zamówiony blender i zawiózł go mamie. Pod okiem Dyrektora Wykonawczego rodzicielka samodzielnie zrobiła swój pierwszy koktajl.

Głos Rozsądku udał się do pracy, a ja wsiadłam do autobusu, którym jechała mama i razem poszłyśmy do ubezpieczyciela w sprawie odszkodowania za złamaną rękę. Specjalnie czekałyśmy, aby obsłużył nas ten sam miły człowiek, który pomagał nam po śmierci Taty.

"Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem takiej obszernej dokumentacji" - stwierdził ów pan. No cóż - mój perfekcjonizm, zorganizowanie i poukładanie bardzo się w takich sytuacjach przydaje. Seryjne zdjęcia oka rodzicielki oraz ręki z dwoma rodzajami gipsu, wydruki z każdej wizyty u lekarza w POZ oraz od okulisty, chirurga i ortopedy, cała dokumentacja z SOR-u, karta medycznych czynności ratunkowych plus faktury i zaświadczenia z odbytej rehabilitacji - było tego naprawdę dużo.

Teraz tylko czekamy na decyzję firmy ubezpieczeniowej odnośnie wysokości odszkodowania. Byłoby dobrze, gdyby zwróciły się koszty, jakie mama poniosła, czyli w sumie około tysiąca złotych.

Potem poszłyśmy na obiad do jadłodajni, gdzie skonsumowałyśmy pieczeń z cielęciny z kopytkami, surówką i kompotem. Później przyjechałyśmy do mnie na kawę.

Blender, dentysta, ubezpieczyciel - nieźle jak na jeden dzień.