Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 23 lipca 2019

2786. Wtorek

Jak to dobrze, że choć na kilka godzin niebo zasnuły chmury. I nawet trochę pokropił deszczyk. Jedyną niedogodnością jest dość duży poziom wilgotności w powietrzu, co utrudnia oddychanie. 

Mimo wszystko nic nie było w stanie mnie dzisiaj powstrzymać przed porannym wyjściem do MOPR, gdzie dowiedziałam się tego, co chciałam. Na początku sierpnia - z tytułu pogorszenia stanu zdrowia - składam wniosek o przyznanie znacznego stopnia niepełnosprawności. Komisja będzie wyznaczona na wrzesień.

Z kolei w drugiej połowie września, tym razem w ZUS, złożę wniosek o przyznanie świadczenia rehabilitacyjnego. 10 listopada bowiem kończy mi się okres zasiłku chorobowego, wypłacanego przez tę instytucję. Żeby zachować płynność finansową, potrzebne dokumenty powinnam zanieść do urzędu sześć tygodni przed upływem tej daty.

Pilnuję finansów, bo pracując i zarabiając najniższą krajową i tak miałam większy dochód niż obecnie. Teraz, praktycznie mam obciętą jedną trzecią pensji, więc nie dziwne, że chcę zadbać o to, byśmy mieli z czego zapłacić rachunki, żeby były pieniądze na dodatkowe leki dla mnie oraz na jedzenie, które z dnia na dzień bardzo drożeje.

Wróciłam do domu, a potem zadzwoniłam do mamy i umówiłam się z nią w galerii handlowej, bo chciała poszukać jakichś butów dla siebie. Weszłyśmy więc do dwóch sieciówek, ale - jak to zwykle bywa - obuwie w rozmiarze 35 trudno znaleźć, więc wyszłyśmy z niczym. Poszłam na jeden przystanek, a rodzicielka na drugi.

Pod kątem sobotniego rajdu (ale nie tylko) kupiłam jedynie krem BB z dużym filtrem. Przyda się na upalne dni.


Do domu przyszłam słaba i zmęczona. Wstawiłam pranie, zjadłam penne z kurczakiem i ze szpinakiem. Wypiłam kawę, zieloną herbatę, sporo wody. Jem też owoce - borówki amerykańskie, morele, nektaryny, brzoskwinie, a w kolejce czekają również pomidory.

Odpoczywam, nabieram sił i jestem z siebie dumna, że przetrwałam te cztery najcięższe chemie, których się obawiałam.