Pierwsza w gabinecie chemika, pierwsza w pokoju upoważnień i zgody, pierwsza w zabiegowym na wkłuciu. Ale potem i tak trzeba było odsiedzieć przepisowe trzy godziny, bo ilości wlewów zredukować się nie da, a z tempem podawania zrobić nic nie można.
Jak zwykle z Mężem, jak zwykle z butelką wody, jak zwykle z kubkiem kawy, jak zwykle ze słodką bułką z bufetu, jak zwykle ze słuchawkami w uszach i koncertem U2 na ekranie telefonu.
Nowością był jedynie niebieski "śliniaczek", który dają wszystkim pacjentom z portami. Nowością był też samotny powrót do domu, bo Dyrektor Wykonawczy prosto z onkologii pojechał do pracy, chcąc zachować dwa tygodnie urlopu na moją operację i czas rekonwalescencji po wyjściu ze szpitala.
Za tydzień mam rozszerzone badania krwi, wizytę u innego chemika (mój jedzie się szkolić) i kontrolne EKG przed podaniem zastrzyku z Herceptyny.