Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 23 grudnia 2019

2937. Przedwigilijnie

Od nocy non stop pada deszcz. Nie przestał nawet na chwilę. A ja, przed południem, z parasolką w dłoni, udałam się autobusem na onkologię. Mając bowiem do wyboru dziś albo jutro, zdecydowałam, że co jak co, ale w Wigilię na pobranie krwi przed piątkowym zastrzykiem Herceptyny jeździć nie będę.

Dyrektor Wykonawczy bladym świtem odebrał od swojego kolegi zamówioną na święta wędlinę. Później zakupił wszystkie produkty potrzebne do sałatki jarzynowej. Kiedy wychodziłam z domu, właśnie kończył gotować warzywa. Miał je jeszcze pokroić. Z doprawianiem czekał już na mój powrót.

Po dotarciu na miejsce, z ciekawości poszłam pod gabinet chirurga. Cicho, głucho i pusto. Normalnie jest tam czarno od ludzi i duszno z braku powietrza. W poczekalni z lewej panie siedzą wszędzie (łącznie z parapetem okiennym i podłogą), a do drzwi nie da się dojść. W poczekalni z prawej strony (do gabinetu zabiegowego) jest jeszcze gorzej. A dzisiaj - jak widać - nawet żywego ducha nie uświadczyłam. 


Moja serdeczna koleżanka z klasy zgarnęła mnie z przystanku autobusowego pod onkologią. Najpierw podjechałyśmy pod cukiernię, gdzie zakupiłam po kawałku dwóch różnych ciast na święta. A potem znalazłyśmy się w kawalerce, gdzie Mąż zaparzył nam po filiżance kawy ze spienionym mlekiem.

Głos Rozsądku podarował znajomej słoik śledzi własnoręcznej roboty, a ona wręczyła nam torbę prezentową wraz z zawartością. Słodkościami oczywiście nie pogardzimy, a podświetlana bombka cudnie tworzy nam nastrój w kuchni i w rzeczywistości jest o wiele ładniejsza niż na zdjęciu.


Po wyjściu koleżanki doprawiłam sałatkę, rozdzieliłam na porcje dla nas i dla Mamy. Prawie zapomnielibyśmy o pierogach, ale - na szczęście - udało się je kupić w osiedlowym sklepie. Potem tylko jeszcze cytrusy oraz pomidory i można bezkarnie siedzieć w ciepełku, degustując śledzie, ciasta oraz słodycze.

Jutro Mąż wyjdzie jedynie po zamówiony chleb, a przy okazji może uda mu się przynieść gałązkę jemioły. Rodzicielka przyjeżdża do nas przed trzynastą. Razem z Dyrektorem Wykonawczym będą gotować zupę grzybową oraz kompot z suszu. Wspólna Wigilia tym razem u nas.