Kaloryfery nadal lodowate. Temperatura w mieszkaniu drastycznie spadła od wczoraj. Siedzę w grubych skarpetach i różowych kapciach z czułkami. T-shirt, sweter i włochata kamizelka, a na szyi zamotana ciepła chusta, w której normalnie wychodzę na dwór.
Panowie rozkopali już pół trawnika, kawałek ulicy i przystanku autobusowego. Pracują jak w filmach Barei. Widziałam ich ja, widział ich Mąż. Nic się nie zmienia. Zupełnie jak na poniższym zdjęciu. Nawet inspekcja pana prezydenta miasta nic nowego do tematu nie wniosła.