Wczoraj, po powrocie Męża z pracy, pojechaliśmy autobusem do weterynarza. Po raz pierwszy na czas podróży założyliśmy Psiakowi kaganiec. Mam wrażenie, że to był też jego pierwszy raz tym środkiem transportu.
Dwie panie doktor przejęły Rudzielca w gabinecie, a my czekaliśmy na zewnątrz. Od razu jak go tylko zobaczyły zachwycały się jego bielutkimi zębami. Po badaniu zostałam poproszona do środka i spytałam o wszystko, co mnie nurtowało.
Psiak waży 7,6 kg, szew po kastracji ładnie się goi, na szczepienie przeciwko wściekliźnie oraz chorobom zakaźnym mam się z nim zgłosić w marcu 2021. Generalnie jest zdrowy i nic mu nie dolega.
Dostałam dla niego tabletkę na odrobaczenie (następna za trzy miesiące), krople do lewego oczka, bo zauważyłam, że je często mruży (a wcześniej miał zapalenie trzeciej powieki) oraz pastę do zębów i saszetkę z szamponem.
W drodze powrotnej do domu kupiliśmy Rudzielcowi serek topiony, bo w nim miałam ukryć pastylkę. Kropelki zapuszczam trzy razy dziennie przez najbliższy tydzień. Pomaga mi Dyrektor Wykonawczy przytrzymując łebek zwierzaka.
Dzisiaj, razem z Mamą, wybraliśmy się na osiedlowy spacer połączony z amatorską sesją zdjęciową.
Za radą koleżanki psiary i behawiorystki zamówiłam w sieci odpowiednią karmę oraz obrożę przeciwkleszczową i adresówkę, gdyż te, które ma, należą do pani z domu tymczasowego i chcę je zwrócić.
Jutro zabieramy Psiaka do hurtowni zoologicznej przymierzyć nowe szelki, a także po zakup szczotki i rękawicy do wyczesywania oraz po ucho królika do mamlania.