I znowu dziś nie dam rady zdać porządnej relacji z pobytu w szpitalu. Ale jak mawia przysłowie - "co się odwlecze, to nie uciecze". Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że miałam trochę rzeczy do załatwienia, kilka godzin "wisiałam" na telefonie, byłam na spacerze z Psiakiem i na spożywczo-chemicznych zakupach z Mężem, który wziął sobie jeszcze jeden dzień urlopu.
Czuję się świetnie. Delikatnie mnie ciągnie w lewej pachwinie, ale to żaden ból, lecz coś w rodzaju małego odważnika, który siłą grawitacji powoduje owo ciągnięcie. No i nie za bardzo mogę się schylać - za to w kucaniu nic mi nie przeszkadza.