Pierwsze białe Boże Narodzenie od nie pamiętam kiedy...
Na Wigilię i Sylwestra wzięłam sobie urlop. Mąż również. Dzięki temu możemy spędzić razem trochę więcej czasu. A ja dodatkowo mam jeszcze wolne jutro - cała onkologia nie pracuje, odbierając dzień za przypadający w sobotę 25. grudnia.
Dyrektor Wykonawczy jeszcze do końca nie przyzwyczaił się do codziennego porannego wstawania i tempa oraz ilości roboty - w sumie wcale mu się dziwię skoro praktycznie zawsze pracował na drugie zmiany. Ale są i plusy - prawie trzykrotnie (jeśli chodzi o liczbę zatrudnionych) mniejsza firma; trzej szefowie, którzy nie siedzą w biurze tylko normalnie pracują fizycznie; pensja, która wpływa na konto przed terminem oraz - co było ogromnym zaskoczeniem - spora premia świąteczna i noworoczna wypłacona do ręki w przeddzień Wigilii.
Co u mnie? Dobrze, a niekiedy nawet bardzo dobrze.
Znowu co prawda mieliśmy przypadek pacjenta z COVID na oddziale i wymazywali cały personel, ale na szczęście nikt z nas nie był dodatni.
Byłam na kontrolnej wizycie u endokrynologa poprzedzonej USG tarczycy oraz badaniami krwi, ale że wszystko w normie, więc kolejne spotkanie z panią doktor planowo za pół roku.
Największym zdrowotnym problem ostatnimi czasy stał się kręgosłup - raz, że praca siedząca; dwa, że jeśli cokolwiek dźwigam to wyłącznie w prawej ręce. Ból był nie do zniesienia - a 23. grudnia ledwo doszłam do pracy. Fantastycznie jest mieć specjalistów drzwi w drzwi, więc dobrzy ludzie poratowali mnie receptą na kilka leków oraz skierowaniem na rezonans magnetyczny wszystkich trzech odcinków kręgosłupa - termin wyznaczony na 30. grudnia.
Oprócz powyższego jedyne, co mnie nie opuszcza to ustawiczny brak sił, bardzo szybkie męczenie się przy jakimkolwiek - nawet najmniejszym - wysiłku plus fale gorąca oblewające ileś tam razy w ciągu dnia. Zdaję sobie sprawę, że mogą to być długofalowe skutki uboczne chemio- i radioterapii.
Na początku grudnia złożyłam u szefa podanie z prośbą o przedłużenie umowy o pracę. Kadrowa zadzwoniła do mnie jeszcze przed świętami zapraszając na podpisanie nowej w dniu 5. stycznia.
Codziennie jadam na stołówce drugie dania, a zupę biorę na wynos - dla Męża lub Mamy - w zależności kto ma na nią akurat ochotę. W Wigilię pojechaliśmy razem z Dyrektorem Wykonawczym do pracy odebrać zamówione na święta placki - struclę makową i sernik.
Boże Narodzenie spędzamy we troje plus Rudzielec i kanarek. Na luzie, bez spiny, spokojnie i w domu - jest czas wspólny, ale też każde z nas ma chwile prywatności tylko dla siebie.
Przy stole coraz więcej wolnych miejsc - zostawionych dla tych, którzy nigdy już z nami przy nim nie usiądą, ale którzy na zawsze pozostaną w naszej pamięci i sercu...